- Kochanie zrobię u nas w domu takie
wielkie okno w
pajęczynkę i będziesz
się za nim rozbierać
co wieczór, a ja
będę na zewnątrz
czaił się z lornetką....
- ...a ty będziesz je mył.
(My)
Powoli wygrzebuję się z choróbska. Cieknę jeszcze trochę i
muli mnie nieco, ale w końcu zaczynam jaśniej myśleć. Kurcze tydzień wycięty z
życiorysu, zostały mi trzy złote i lista spraw do załatwienia. Tymczasem mój
nieoceniony ziomek Seba telegrafuje z dalekich mórz, że najprawdopodobniej ma
ebole, bo jakoś tak dziwnie się czuje, odkąd wrócił na statek. Gość należy do
tego samego kółka hipochondryków co ja, nie przejąłem się więc za bardzo. Ale
jakby na redzie stanął statek z Sebą pocącym się krwawym potem i z podejrzanie
chlupoczącą wątrobą to dam wam znać... zapewne z Rumuni.
Urodziny Pazurkowatej udały się nawet, choć Tjall, który
wychynął na nich nagle z niebytu, był wyraźnie zdegustowany niską zawartością
absorbowanych procentów. Wszyscy się spóźnili i Szponiasta przez ponad godzinę
walczyła o integralność wyraźnie źle znoszącego temperaturę pokojową
śmietanowca. Poprawiała obsuwające się elementy subtelnym paluszkiem. Jeżeli
więc nikt nie przyjdzie w niedzielę do herbaciarni, bo wszyscy chlapiąc
fizjologią i dygocząc będą pełznąć przez świat gorączkowych majaków, wcale się
nie zdziwię.
No dobra dość tych epidemiologicznych tematów. Gdy
zgubiliśmy wczoraj część towarzystwa reszta udała się pod dowództwem Marzana w
kierunku mrocznych zakamarków naszej metropolii, gdzie w podziemiach
zlokalizowana została Degustatornia piwa. Raj, zero dymu, kilkadziesiąt
rodzajów napoju bogów i możliwość nieograniczonej grabieży „wafelków’. Muszę
tam wrócić i koniecznie spróbować piwa miodowego.
Brat mi przysłał tę koszulkę
z Anglii. Oryginalna. Podobno
królowa do niej machała...
(Krzyś)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz