W bibliotece padła młoda kobieta.
Ugięły się pod nią nogi. Leżała ocierając się o krawędź histerii, zaplątały się
wokół niej bibliotekarki. Ujmowały delikatnie jak cenną książkę. Ktoś chwycił
płaczące dziecko i zabrał dalej, żeby nie widziało matki.
I tak, mąż w Holandii, nie czuć
ciała, nie ma do kogo zadzwonić, jedzie karetka, a co z dzieckiem, co z
wózkiem... Bibliotekarka podała mi książki, poprosiłem też o plecak, który
został po drugiej stronie. Nie miałem ochoty nad nią przechodzić.
Ojciec w Rosji, pisze, że kawę i
rogalik zapłacił 6 dolarów. Ja kupiłem sobie Panzer Kampf Wagen - Panter, w
celach rozrywkowo higienicznych.
Jutro urządzam w herbaciarni
urodziny, jestem tuz po rachunkach, początek tygodnia skażony więc dość
intensywnym a nerwowym organizowaniem pieniędzy. Dziewiątego kończę kolejną
dziesiątkę. Statystycznie jestem w połowie życia. 3szklaneczki postawiła mi
drinka zwanego z nieznanych przyczyn "Kaligarii", a który dostają
przy specjalnych okazjach tylko znajomi lokalu i powiedziała, że następny taki
postawi na stypie po mnie. Wszyscy składali sobie kondolencje i wspominali co
bardziej kompromitujące momenty mojego życia. Kaligarii wypiłem, nie krzywiąc
się, żeby im nie dać satysfakcji, zionąłem ogniem i kazałem iść do diabła.
Seba opowiadał po raz dziesiąty
jak robiliśmy kolesiowi kanapę z gąsienicy od T-34. Wspomnieć należy, że gość
otrzymał to za co zapłacił, czy mu się na tym wygodnie siedzi to już zupełnie
inna historia.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz