wtorek, 6 lutego 2007

W pól do pierwszej


W bibliotece padła młoda kobieta. Ugięły się pod nią nogi. Leżała ocierając się o krawędź histerii, zaplątały się wokół niej bibliotekarki. Ujmowały delikatnie jak cenną książkę. Ktoś chwycił płaczące dziecko i zabrał dalej, żeby nie widziało matki.
I tak, mąż w Holandii, nie czuć ciała, nie ma do kogo zadzwonić, jedzie karetka, a co z dzieckiem, co z wózkiem... Bibliotekarka podała mi książki, poprosiłem też o plecak, który został po drugiej stronie. Nie miałem ochoty nad nią przechodzić.
Ojciec w Rosji, pisze, że kawę i rogalik zapłacił 6 dolarów. Ja kupiłem sobie Panzer Kampf Wagen - Panter, w celach rozrywkowo higienicznych.
Jutro urządzam w herbaciarni urodziny, jestem tuz po rachunkach, początek tygodnia skażony więc dość intensywnym a nerwowym organizowaniem pieniędzy. Dziewiątego kończę kolejną dziesiątkę. Statystycznie jestem w połowie życia. 3szklaneczki postawiła mi drinka zwanego z nieznanych przyczyn "Kaligarii", a który dostają przy specjalnych okazjach tylko znajomi lokalu i powiedziała, że następny taki postawi na stypie po mnie. Wszyscy składali sobie kondolencje i wspominali co bardziej kompromitujące momenty mojego życia. Kaligarii wypiłem, nie krzywiąc się, żeby im nie dać satysfakcji, zionąłem ogniem i kazałem iść do diabła.
Seba opowiadał po raz dziesiąty jak robiliśmy kolesiowi kanapę z gąsienicy od T-34. Wspomnieć należy, że gość otrzymał to za co zapłacił, czy mu się na tym wygodnie siedzi to już zupełnie inna historia.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz