W nocy skończyłem czytać kolejną
książkę Mievilla. Jest tam taka scena, gdy na przeciw siebie stają dwie floty,
jedna silniejsza i nowocześniejsza, druga piracka, poskładana różnorodnie z
dość przypadkowych elementów. Górą suną sterowce i areostaty, pod wodą pękate
okręty podwodne i batyskafy z muszli wielkich nautyliusów. Pirackie pancerniki,
korwety i kanonierki pędzą pod pełną parą w kierunku przeciwnika, by jak
najszybciej mieć go w zasięgu dział. Ale przeciwnik ma lepsze działa. Różnica
zasięgu wynosi półtora kilometra.
Pod wodą razem z innymi
atakującymi jest pewien przetworzony w stworzenie ziemno-morskie facet. Widzi w
górze nagły błysk, a potem w dół sypią się tysiące poszarpanych szczątków. W
dół opada deszcz strzaskanych okrętów, gubiąc kawałki i porwane jak szmaciane
lalki ciała, zostawiające za sobą smugi krwi i wnętrzności. Wodę wypełnia krew.
Gość ma ją w skrzelach. Oddycha nią.
U nas oddycha się wiosną. Starzy
się kłócą, babka mnie okłamuje. Przeczekuję długie okresy gdy nie widzę się z
Pazurzastą. Dużo rozmawiamy chodząc przez deszcz. W stawach mam mróz z
rozlicznych budów i w taką pogodę czuję się jak źle wypalony golem.
Wczoraj uroniłem kilka
niezobowiązujących łezek oglądając „Stalowego giganta”. Podobno łzy wzruszenia
są zdrowe. 3szklaneczki zawsze się śmieje, że to przez łzy kobiety żyją dłużej.
Kiedyś po jakiejś awanturze z Arkiem, przyłożyłem jej do policzka pełną setkę.
Skóra ugięła się miękko, a łza spłynęła na szkło. Zatrzymała się na moment, po
czym spłynęła w dół i rozpuściła się w wódce. Wzniosłem toast za wzniosłość i
patos. Ta kobieta nie potrafi się przy mnie nie śmiać.
Ludzie którzy nas lubią, ale nie
próbują zmieniać, są prawdziwym skarbem.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz