wtorek, 13 lutego 2007

Bymbel łeda


Szybki wypad do Pucka. Mają tam takie schizofreniczne, zabudowane molo, ludzie za nie wchodzą i znikają. Jedliśmy tu kiedyś tajemnicze, tekturowe z lekka pączki Phantoma. Podobno trzyma je w domu w wielkiej zamrażarce i rozmraża co roku trochę na tłusty czwartek.
Rynek jak z bajek o małych miasteczkach. Jemy coś na murku . Wzbudzamy sensację. Ja, czarny, niczym jakiś żuk w lśniącej chitynie płaszcza, Seba, TZ, Alosza i Garbus spowici w różne stadia rozproszenia panterek, obwieszeni wypchanymi tajemniczą substancją kieszeniach. Ludzie mają widowisko, ktoś zrobił zdjęcie, jedno. Garbus klepie się po ręku sześciokilowymi norzycami do metalu i uśmiecha się do niego czarująco, uśmiechem w rodzaju tych, które często pędzą tuż pod powierzchnią wody z trójkątną płetwą na grzbiecie. Fotograf znika w tłumie.
Byliśmy umówieni na 16. Gospodarz czekał na nas na błotnistej drodze odchodzącej od asfaltu. Podwiesiliśmy się ze wszystkich stron traktora. Stary Ursus terkotał posępnie i rzucał na wszystkie strony. Ktoś się zaśmiał, że wyglądamy jakbyśmy spieprzali prosto z Sajgonu na jakimś odrapanym Hueyu.
Pieniądze przeszły z rąk do rąk. Siostra Aloszy dojeżdża na 18 dostawczym mercedesem. My w tym czasie cali już upieprzeni w błocie, taszczymy z synami gospodarza, przeżarty rdzą korpus kugelvagena. Seba nosi skrzynki z amunicją, przestrzelony hełm, trochę pogiętych luf. Jest też prawie cały MG, pół lornetki, monety, mnóstwo drobiazgów. Wszystko pogięte i pomieszane. Gospodarz miesza kaszubski z polskim . Podobno po wszystkim przetoczył się T-34. Strzelali do niego jacyś gówniarze z panzerfaustów, ale łapska tak im się trzęsły, że na trzy strzały żaden nie trafił. Do dzisiaj widać, że róg stodoły połatany jest innym materiałem. Potem długo stała tam woda, a potem to już tylko, czasem jakiś kawałek metalu. Syn gospodarza zna się z Sebą.
Kugelvagen musimy upchnąć w pace na skos, wrzucamy drobiazgi. Kawałek dalej topimy w stawie amunicję. Potem ogień, kiełbaski, smakująca gumą herbata z termosów i piwo. Para z oddechów i dzika radość ze zwycięstwa. Wóz wolno jadący przez noc, wszyscy śpią ściśnięci i przytuleni. Za oknem w ciemności migają drzewa.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz