czwartek, 1 lutego 2007

Tachionowe łabędzie


Przemijamy szybciej niż jesteśmy w stanie pojąć po co się pojawiliśmy. Zimowe niebo jest głębokie i przejrzyste. Wilgoć zmywa z niego pył. Zimą gdy wieczorami świat pustoszeje i cichnie, gdy jest mniej ludzi, pojawia się więcej gwiazd. Za zimno i za mokro by usiąść w piasku. Ziemek idzie obok i w podnieceniu opowiada czym zastąpili klocki hamulcowe w służbowym Lublinie. Patrzę w górę i czuję jak śnieżny dysk Drogi Mlecznej przecina moje ciało. Mimo wszystko nie potrafię uwierzyć, że to skumulowane piękno jest jedynie sumą wszystkich odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie ludzie zadali czy też zadadzą wszechświatowi. Odpowiedzi stworzonych w procesie pytania... Gdy tak idę zapadając się przy każdym kroku w piasku, gdy słyszę trzask miażdżonych podeszwą muszli jakie wszystkie oceany świata wyrzucają na brzeg od mileniów, to wierzę. Wierzę, że jest zawsze o jedno pytanie za dużo.
Nienawidzę strachu jaki jest w ludziach. Nienawidzę strachu, który każe Awari samookaleczać swoją duszę i promować siebie jako rozedrganą galaretę. Nienawidzę strachu, który każe Kerremu obudować się bastionami arogancji i zaślepienia, karze bronić swoich pozycji, choćby to miała być kupka psiego gówna. Nienawidzę strachu, który szepcze mi ciągle do ucha bym odcinał się od świata, od rzeczywistości, bym ograniczał bodźce, bo tak mniej boli. Nasz strach zmienia nas w żywe trupy.
Całe życie spędziłem na walce z samym sobą. Kiedyś myślałem, że walczę ze światem, ale to nie była prawda. Całe życie walczyłem by przekroczyć siebie, by mimo bólu odczuwać jak najwięcej, zawsze chciałem żyć naprawdę, a nie jak większość ludzi, oddających większość odpowiedzialności za swoje życie w ręce swoich zakładów pracy i instytucji. Zawsze chciałem czuć jak najwięcej i być odpowiedzialnym za siebie. Od zawsze toczyłem w sobie wojnę.
Za kilka dni stuknie mi trzydziestka. Moim problemem jest to, że nie wiem czy w tej mojej odwiecznej wojnie wygrywam czy przegrywam...

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz