Poczułem,
że istnieją rzeczy gorsze
niż
śmierć. Zaczęło mnie także
prześladować
przeczucie, że dla
jednej
z takich właśnie rzeczy
stałem
się obiektem zainteresowania
(Strieber)
Zupka
chińska z parówką w niedzielny poranek to właśnie to czego
trzeba każdemu prawdziwemu mężczyźnie. Jest mi smutno, samotnie i
źle, bla bla, zrzędu, zrzędu. Jesień przypomniała sobie o nas i
przebiegła wczoraj w nocy po niebie, znacząc swój szlak rykiem
sztormowego wiatru i całunem szarych kropel sypiących się z rąbka
sukni. Śnieg ma spaść podobno w lutym, wznoszę ku niebiosom
porysowaną szuflę i wydaję z głębi trzewi heroiczny wrzask, a
wraz ze mną wszyscy, którzy kiedykolwiek stanęli ze śniegiem oko
w oko o trzeciej nad ranem, z męczącą pewnością, że będzie to
długa i wnikliwa znajomość. Smuci mnie fakt, że mimo sił i chęci
nie mam po co iść pod Pomnik, bo nikt oprócz mnie tam nie
przyjdzie. Wszyscy zbyt daleko obsunęli się w czas, może po prostu
starzeję się zbyt wolno. Dobija mnie Lenn tworząca nieskończone
arcydzieła, te białe plamy wypalają we mnie dziury jak jakiś
domestos, w wyjątkowo wielkiej, tłustej i owłosionej bakterii.
Przygnębia blog Marzana, który zmienił się w migoczący baner
reklamowy, tracąc ostatecznie resztkę zapachu jakiejkolwiek treści.
Dobija mnie Borys, który tylko przychodzi, pije piwsko i milczy.
Jest tego więcej, o wiele więcej, czuję się jakby powoli
spełniały się moje marzenia o wędrówce przez puste światy,
wymarłe miasta, nasiąknięte wyblakłymi wspomnieniami i niemym
krzykiem niezrealizowanej przyszłości ziejącej z każdego kąta.
"Problem w byciu ostatnim polega na tym, że po tobie nie będzie
już nikogo" powiedziano Jackowi Sparrow. Na szczęście po nas
są inni, tyle, że są Inni. Nasze światy stykają się, czasem
nawet przenikają ale tak naprawdę nie jesteśmy w stanie już
siebie pojąć czy zrozumieć. Myślimy inaczej, mamy inne układy
odniesienia...
Kurcze,
ale mnie wzięło na tarzanie się w banałach... mało nie
napisałem: bananach. Cóż to by mogło być nawet zabawne.
Trzeci
tydzień bólu. Uodparniam się powoli na ostatnie środki
przeciwbólowe. W tygodniu pojawił się nawet szef, zagadał, po
czym powiedział: jeszcze tu wrócę, poszedł za budynek wsiadł w
samochód i odjechał. Spotkałem go jeszcze gdy walczyliśmy z
potopem w halach garażowych na Zadupiu Dolnym. Jakiś koleś mył
właśnie ząbki, gdy nagle jego wanna, zaczęła napełniać się z
chlupotem zawartością rur kanalizacyjnych. Postał w niemym
podziwie do chwili, gdy roztwór osiągnął krawędź wanny po czym
pobiegł panikować. Mają tam taki zabawny zawór, którym można
spuścić całą zawartość rur do garażu. Gość zawór otworzył,
ale już nie zamknął, a pompa w garażu była oczywiście po polsku
wyłączona. Przybyliśmy na miejsce koło północy, gdy gro treści
zostało już odpompowane przez odpowiednie służby. Wtachałem
maszynę do podłóg, po czym okazało się, że odpowiednie służby
odpompowały wszystko oprócz tego co na równo wypełniało
studzienkę pompy. Nie muszę chyba dodawać, że jedyne gniazdko
elektryczne do którego można było podłączyć zarówno pompę,
jak i maszynę znajdowało się 10 centów poniżej poziomu cieczy.
Podłączyliśmy się więc na okrętkę do oddymiaczy, a później
jeszcze traktując maszynę jako przedłużacz podłączyliśmy do
niej pompę. Sprzątnąłem ten dramat do drugiej, ratując ściany i
podłogi i myśląc o minach tubylców, którzy po zejściu rano do
garażu odkryją, że samochody wcale nie są takie szczelne na jakie
wyglądają. Wiedziony wrodzoną podejrzliwością oraz paranoją
gracza RPG postanowiłem wlać do maszyny tylko odrobinę chemii, bo
w końcu diabli wiedzą co na tej podłodze się rozlało i czy nie
zareagowałoby na chemię na przykład dwumetrowym płomieniem. Szef
oczywiście zawołał lej, lej. Oki Doki. Gdy podłoga podeschła po
myciu zrobiła się różowa... Ale tak naprawdę różowa, żeby nie
powiedzieć jebitnie, szczęśliwiekonikowo różowiusia. Pocieszyłem
go, że to powinno zejść po dwóch, trzech myciach.
Na
pożegnanie powiedział, że dowiezie mi kasę rano, trzy dni temu.
-
Znowu zadzwonił do mnie twój telefon
- Bo
on zawsze, gdy wkładam go do
torebki to dzwoni do ciebie.
-
Może czuje się samotny.
(My)
*