niedziela, 27 listopada 2011

Koniec to dziwne uczucie

Poczułem, że istnieją rzeczy gorsze
niż śmierć. Zaczęło mnie także
prześladować przeczucie, że dla
jednej z takich właśnie rzeczy
stałem się obiektem zainteresowania

(Strieber)

Zupka chińska z parówką w niedzielny poranek to właśnie to czego trzeba każdemu prawdziwemu mężczyźnie. Jest mi smutno, samotnie i źle, bla bla, zrzędu, zrzędu. Jesień przypomniała sobie o nas i przebiegła wczoraj w nocy po niebie, znacząc swój szlak rykiem sztormowego wiatru i całunem szarych kropel sypiących się z rąbka sukni. Śnieg ma spaść podobno w lutym, wznoszę ku niebiosom porysowaną szuflę i wydaję z głębi trzewi heroiczny wrzask, a wraz ze mną wszyscy, którzy kiedykolwiek stanęli ze śniegiem oko w oko o trzeciej nad ranem, z męczącą pewnością, że będzie to długa i wnikliwa znajomość. Smuci mnie fakt, że mimo sił i chęci nie mam po co iść pod Pomnik, bo nikt oprócz mnie tam nie przyjdzie. Wszyscy zbyt daleko obsunęli się w czas, może po prostu starzeję się zbyt wolno. Dobija mnie Lenn tworząca nieskończone arcydzieła, te białe plamy wypalają we mnie dziury jak jakiś domestos, w wyjątkowo wielkiej, tłustej i owłosionej bakterii. Przygnębia blog Marzana, który zmienił się w migoczący baner reklamowy, tracąc ostatecznie resztkę zapachu jakiejkolwiek treści. Dobija mnie Borys, który tylko przychodzi, pije piwsko i milczy. Jest tego więcej, o wiele więcej, czuję się jakby powoli spełniały się moje marzenia o wędrówce przez puste światy, wymarłe miasta, nasiąknięte wyblakłymi wspomnieniami i niemym krzykiem niezrealizowanej przyszłości ziejącej z każdego kąta. "Problem w byciu ostatnim polega na tym, że po tobie nie będzie już nikogo" powiedziano Jackowi Sparrow. Na szczęście po nas są inni, tyle, że są Inni. Nasze światy stykają się, czasem nawet przenikają ale tak naprawdę nie jesteśmy w stanie już siebie pojąć czy zrozumieć. Myślimy inaczej, mamy inne układy odniesienia...
Kurcze, ale mnie wzięło na tarzanie się w banałach... mało nie napisałem: bananach. Cóż to by mogło być nawet zabawne.
Trzeci tydzień bólu. Uodparniam się powoli na ostatnie środki przeciwbólowe. W tygodniu pojawił się nawet szef, zagadał, po czym powiedział: jeszcze tu wrócę, poszedł za budynek wsiadł w samochód i odjechał. Spotkałem go jeszcze gdy walczyliśmy z potopem w halach garażowych na Zadupiu Dolnym. Jakiś koleś mył właśnie ząbki, gdy nagle jego wanna, zaczęła napełniać się z chlupotem zawartością rur kanalizacyjnych. Postał w niemym podziwie do chwili, gdy roztwór osiągnął krawędź wanny po czym pobiegł panikować. Mają tam taki zabawny zawór, którym można spuścić całą zawartość rur do garażu. Gość zawór otworzył, ale już nie zamknął, a pompa w garażu była oczywiście po polsku wyłączona. Przybyliśmy na miejsce koło północy, gdy gro treści zostało już odpompowane przez odpowiednie służby. Wtachałem maszynę do podłóg, po czym okazało się, że odpowiednie służby odpompowały wszystko oprócz tego co na równo wypełniało studzienkę pompy. Nie muszę chyba dodawać, że jedyne gniazdko elektryczne do którego można było podłączyć zarówno pompę, jak i maszynę znajdowało się 10 centów poniżej poziomu cieczy. Podłączyliśmy się więc na okrętkę do oddymiaczy, a później jeszcze traktując maszynę jako przedłużacz podłączyliśmy do niej pompę. Sprzątnąłem ten dramat do drugiej, ratując ściany i podłogi i myśląc o minach tubylców, którzy po zejściu rano do garażu odkryją, że samochody wcale nie są takie szczelne na jakie wyglądają. Wiedziony wrodzoną podejrzliwością oraz paranoją gracza RPG postanowiłem wlać do maszyny tylko odrobinę chemii, bo w końcu diabli wiedzą co na tej podłodze się rozlało i czy nie zareagowałoby na chemię na przykład dwumetrowym płomieniem. Szef oczywiście zawołał lej, lej. Oki Doki. Gdy podłoga podeschła po myciu zrobiła się różowa... Ale tak naprawdę różowa, żeby nie powiedzieć jebitnie, szczęśliwiekonikowo różowiusia. Pocieszyłem go, że to powinno zejść po dwóch, trzech myciach.
Na pożegnanie powiedział, że dowiezie mi kasę rano, trzy dni temu.

- Znowu zadzwonił do mnie twój telefon
- Bo on zawsze, gdy wkładam go do
torebki to dzwoni do ciebie.
- Może czuje się samotny.

(My)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz