wtorek, 1 lipca 2008

Jadę tramwajem na wojnę


Rano obudziłem się w strefie jęku. Znaczy dziupli bólu, czy co tam chcecie. Wczoraj świętowaliśmy u Lenn jej rozstanie z Kolejnym Tymczasowym i z tego co pamiętam zapijałem szampana piwem.
Wczoraj też załadowaliśmy do pociągu Lady Pazurek i Kudłatą jechały na wykopaliska na prowincję, bo aż pod Warszawę, gdzie zapewne wkrótce zdewastują jakieś unikalne stanowisko, tudzież zbeszczeszczą świątynię jakiegoś starożytnego bóstwa, które potem będzie je ścigać klątwą świerzbu. Pojechały na 6 tygodni, ale obładowały się jakby zesłano je na Syberię, każda miała plecak dwa razy większy od siebie i jeszcze tobół z przodu, żeby nie przeważyło.
Co tam jeszcze... A w niedzielę miastem przejechała, prowadzona przez policję kawalkada luksusowych samochodów. Trzy pasma szczelnie wypełniły ferrari, porszaki i lamborgini, zastanawiam się tylko co robiło pośród nich to porykujące potężnym silnikiem "Mini".
Poza tym łaziliśmy z Krzyśkiem po mieście robiąc zdjęcia. Obleźliśmy chromy most i Górę Gradową, na której kłębiły się w oślizgłym szale kohorty parek. Przed  budynkiem Solidarności ustawili milicyjnego Skota. Na koniec pękło mi serce bo dowiedziałem się, że chcą przebudować Jana z Kolna i jakiś debil z zarządu miasta postanowił przy tej okazji wyburzyć całą okoliczną dziewiętnastowieczną zabudowę. I tyle, koniec, bo obok siedzi Ciapek z którego maszyny właśnie korzystam i latają mu kończyny. Może to od muzyki a może to nałóg, kto wie.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz