sobota, 22 marca 2014

Zakurzony kąt pod biurkiem wieczności

Dzisiejszy dzień to dziki korkociąg w dół. Rzeczywistość mnie pali. Czuję upływający czas i cieszy mnie to bo każda upływająca sekunda zbliża mnie do ostatecznej ciemności, w której będę wreszcie mógł wyszeptać w ucho mojemu dowcipnemu Stwórcy "A teraz zniszcz mnie, całkowicie i ostatecznie. Pluje na każdą z twoich wieczności chcę przestać czuć i myśleć. Chcę być unicestwiony tak by nie pozostał po mnie żaden ślad"
Gdy umrę karzę się spalić na stosie z moich  książek.
Każdy oddech sprawia mi metaforyczny ból, myśl o pójściu do pracy w poniedziałek wywołuje już fizyczne cierpienie. Chcę iść spać i nie obudzić się. Chcę wszystko rzucić i zostawić. Chcę kogoś obchodzić.
Człowiek jest skonstruowany tak by żyć do 35 roku życia. W realnym świecie albo już umierał ze starości, albo go coś zeżarło. Po tym terminie ważności, jest już tylko powolne umieranie. Utrata szczegółów i kolorów. Miejsce wszechogarniającego przyzwyczajenia bez zdziwień i zadziwień. Miejsce w którym najlepszym miejscem do ucieczki jest pamięć.
Chyba że ma się marną pamięć. Wtedy przejebane.
Moja mielizna rozbrzmiewa dziś stojedynką Depeszów, na głowie mam kaptur by ukryć się przed rozlewającym się pomiędzy zbyt bliskimi horyzontami słońcem. Jestem sam. Zupełnie sam w sobie i nie mam nawet gdzie iść bo dawny świat postatomowych fantazji zajęły zgrabnie przycięte osiedla pastelowych domków. Dzikie ścieżki pokrył polbruk i plastikowa horda mieniąca się w słońcu od opakowań z Biedronki.
W nocy przeszła nad nami niesiona południowym wiatrem burza. Ale nie zabrała mnie ze sobą.

*

2 komentarze: