piątek, 2 marca 2012

Czekolada nie zadaje pytań. Czekolada rozumie

- Hm
- Co tam?
- Zastanawiam się czemu dziś jesteś
taka przylegliwa?
- Martwi cię to?
- Nie, po prostu zastanawia mnie jaki
to okres okresu.
- A co, nie podoba się? To sobie
pójdę! Aaaale za chwilę...

(My)

No dobra, dobra już jestem. Musiałem na koniec zimy skoczyć jeszcze do piekła, a potem to odchorować. Przez 6 tygodni miałem dwa dni wolnego. Wstawałem przed świtem i gubiłem jelita od morza po najdalsze krańce GórnegoTarasu, a gdy śniegi stopniały, a lody spłynęły wysłano nas z maszynami pod powierzchnię gruntu, gdzie pchając ryk i wibrację przez ciemność, i rzygając kurzem spędziliśmy kolejny tydzień. Uwielbiam to, szczególnie po zimie, gdy odkładający się przez dwa miechy drobny pył zastyga w osadową skałę z inkluzjami szkieł i kawałków metalu. Jeszcze przez trzy dni płakałem niczym szatan nad upadkiem Małego Korsykanina czarnymi łzami i musiałem pilnować się, gdzie kicham by nie przerobić komuś ściany, albo ciuchów w dalmatyńczyka.
Ale nic to. Nadeszło słońce. Przybyły wiosenne wiatry. Wjeżdżam na szczyt, pod samo niebo, by popatrzeć z góry na krzywiznę Ziemi. Krzywizna jest ciemnogranatowa, upstrzona białymi plamami kipiącej furii. Morze Smutków o tej porze roku ma niesamowity, głęboki kolor elfich łez. Wiem, zrobiło się ździebko mangowo. Niemniej, żadnych siedzących na gzymsach aniołów o wielkich oczach, błyszczących niczym grzyby i ćmiącym pogniecione papierosy nie zauważono. Żadnych błękitnych smużek dymu, ani wirujących piór, wprost z mokrych snów Mamoru Oshi. Tylko kilka zapomnianych, poskręcanych niczym ofiary bomby neutronowej, jesiennych liści i roziskrzona linia Hellu na horyzoncie. Tam gdzie śpią kostropate cielska bunkrów, a milion pokrytych kołderką wydmowego piasku pocisków śni o tarciu.
Wiecie, że niecałe dwa metry pod falami, tuż obok półwyspu spoczywa pogrzebane całe, średniowieczne miasto? Mieszkali tam piraci blokujący zatokę. Był tam między innymi pierwszy na ziemiach polskich zegar wieżowy. Teraz pozostała siatka ulic, fundamenty i poprzewracane przez sztormy nagrobki.
Wielkie zmęczenie przyniosło wielką obojętność. Wyjałowiło z celów i pragnień. Kompletny brak, złości czy podniecenia. Wjeżdżałem tylko pod koniec roboty na górę i patrzyłem w dół w symulacji Boga. To niesamowite jakie dźwięki wydaje tak ogromny budynek omiatany wiatrem o prędkości 130 km/h. Jęczy, szumi, wyje, stęka, zgrzyta, szepcze. Człowiek czuje się w nim jak ostatni ocalały na tonącym U - boocie.
Byliśmy już załatwiać obrączki. W maleńkim warsztacie wciśniętym między przeszłość, przyszłość a Galerię Bałtycką. Ostatecznie zrezygnowałem z wypisanej po wewnętrznej stronie w języku mordoru: Jeden by wszystkie zjednoczyć i w ciemności związać. Mogłoby to być, jak zasugerował Dan, zrobione farbą czułą na ciepło. Tymczasem w mojej obrączce będzie wyryte: Pazurek, a w Pazurkowatej: Misiu, ale o tym cicho sza...

- Coś ty zrobił z włosami?
- Co takiego?
- Wyglądasz jak Kame Hame Aaa!
- Uuu, super. Będę tak chodził.
- Ale chyba nie tam gdzie ja?

(My)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz