- Hm
- Co
tam?
-
Zastanawiam się czemu dziś jesteś
taka
przylegliwa?
-
Martwi cię to?
-
Nie, po prostu zastanawia mnie jaki
to
okres okresu.
- A
co, nie podoba się? To sobie
pójdę!
Aaaale za chwilę...
(My)
No
dobra, dobra już jestem. Musiałem na koniec zimy skoczyć jeszcze
do piekła, a potem to odchorować. Przez 6 tygodni miałem dwa dni
wolnego. Wstawałem przed świtem i gubiłem jelita od morza po
najdalsze krańce GórnegoTarasu, a gdy śniegi stopniały, a lody
spłynęły wysłano nas z maszynami pod powierzchnię gruntu, gdzie
pchając ryk i wibrację przez ciemność, i rzygając kurzem
spędziliśmy kolejny tydzień. Uwielbiam to, szczególnie po zimie,
gdy odkładający się przez dwa miechy drobny pył zastyga w osadową
skałę z inkluzjami szkieł i kawałków metalu. Jeszcze przez trzy
dni płakałem niczym szatan nad upadkiem Małego Korsykanina
czarnymi łzami i musiałem pilnować się, gdzie kicham by nie
przerobić komuś ściany, albo ciuchów w dalmatyńczyka.
Ale
nic to. Nadeszło słońce. Przybyły wiosenne wiatry. Wjeżdżam na
szczyt, pod samo niebo, by popatrzeć z góry na krzywiznę Ziemi.
Krzywizna jest ciemnogranatowa, upstrzona białymi plamami kipiącej
furii. Morze Smutków o tej porze roku ma niesamowity, głęboki
kolor elfich łez. Wiem, zrobiło się ździebko mangowo. Niemniej,
żadnych siedzących na gzymsach aniołów o wielkich oczach,
błyszczących niczym grzyby i ćmiącym pogniecione papierosy nie
zauważono. Żadnych błękitnych smużek dymu, ani wirujących piór,
wprost z mokrych snów Mamoru Oshi. Tylko kilka zapomnianych,
poskręcanych niczym ofiary bomby neutronowej, jesiennych liści i
roziskrzona linia Hellu na horyzoncie. Tam gdzie śpią kostropate
cielska bunkrów, a milion pokrytych kołderką wydmowego piasku
pocisków śni o tarciu.
Wiecie,
że niecałe dwa metry pod falami, tuż obok półwyspu spoczywa
pogrzebane całe, średniowieczne miasto? Mieszkali tam piraci
blokujący zatokę. Był tam między innymi pierwszy na ziemiach
polskich zegar wieżowy. Teraz pozostała siatka ulic, fundamenty i
poprzewracane przez sztormy nagrobki.
Wielkie
zmęczenie przyniosło wielką obojętność. Wyjałowiło z celów i
pragnień. Kompletny brak, złości czy podniecenia. Wjeżdżałem
tylko pod koniec roboty na górę i patrzyłem w dół w symulacji
Boga. To niesamowite jakie dźwięki wydaje tak ogromny budynek
omiatany wiatrem o prędkości 130 km/h. Jęczy, szumi, wyje, stęka,
zgrzyta, szepcze. Człowiek czuje się w nim jak ostatni ocalały na
tonącym U - boocie.
Byliśmy
już załatwiać obrączki. W maleńkim warsztacie wciśniętym
między przeszłość, przyszłość a Galerię Bałtycką.
Ostatecznie zrezygnowałem z wypisanej po wewnętrznej stronie w
języku mordoru: Jeden by wszystkie zjednoczyć i w ciemności
związać. Mogłoby to być, jak zasugerował Dan, zrobione farbą
czułą na ciepło. Tymczasem w mojej obrączce będzie wyryte:
Pazurek, a w Pazurkowatej: Misiu, ale o tym cicho sza...
-
Coś ty zrobił z włosami?
- Co
takiego?
-
Wyglądasz jak Kame Hame Aaa!
-
Uuu, super. Będę tak chodził.
-
Ale chyba nie tam gdzie ja?
(My)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz