Wisiał tuż ponad słoneczną tarczą w
oddechu biliona bomb wodorowych
(Watts)
W zeszła sobotę mieliśmy fuchę. Właściwie dwie. Klient wysłał nas najpierw na Górną Orunię do swojej siostry, żebyśmy przycięli jej żywopłot. Dom stał na krawędzi skarpy, ponad rozległą kotliną wypełnioną powietrzem i blaskiem. Zieleń kipiała niczym w tyglu czarownicy, a cały horyzont zajmowało swą zmienną geometrią Miasto, ale wróćmy do zieleni... Nie braliśmy ze sobą żadnych drabin, klinów czy dynamitu, bo po co, przecież to tylko żywopłot, tylko że składający się ze szpaleru pięciometrowych mirabelek o kolcach wyrosłych wprost z głębin ery mezozoicznej, kiedy to rysowały lakier tyranozaurom. A to był dopiero początek.
Oczywiście nasz Alfa Team jest zdolny do wszystkiego, odpaliliśmy więc piły, uchwyciliśmy bohatersko sekatory i ruszyliśmy z brawurową szarżą na czołgi. Korony spadały w girlandach drzazg, odwieczna wilgoć parowała w niespodziewanych promieniach słońca a z góry niczym czarny, tłusty deszcz opadały milionami mszyce, pokrywając nas równą, stale odnawialną warstwą. jak tylko je z siebie ścieraliśmy, miażdżąc i marząc słodkim sokiem, natychmiast pojawiały się osy. Całość trzeba było oczywiście poćwiartować i poupychać w worki, było więc namiętnie i treściwie do samego końca. Później zaś udaliśmy się na Kowale gdzie zerwaliśmy stok wzgórza i rzucaliśmy za płot pacynami darni i jednym nieco zdezorientowanym kretem.
Na sam koniec, gdy już wracaliśmy z czapki Boh, właśnie odłożonej na deskę rozdzielczą wylazł ogromny pająk, śledzony naszym pełnym oniemiałej grozy wzrokiem, przeszedł majestatycznie parę kroków po czym spadł z plaśnięciem na podłogę, co znaczyło, że MOŻE BYĆ GDZIEKOLWIEK! Co się działo dalej możecie sobie wyobrazić.
Jest wiosna więc ostatnie trzy tygodnie były równie mięsiste. Tak mnie to jakoś zmęczyło, że zaczęło szarpać mi się serducho i podduszać w pół oddechu. Dziś za to, z okazji dnia matki udaliśmy się całą rodziną do Gottenhaven, gdzie w wyblakłym sznycie socjalistycznego sznytu Delicji spożyliśmy lody, kremy i galaretki, gdy już nabraliśmy pewności, że nie eksplodujemy pomknęliśmy w dół, by przewieźć babcię tunelem pod Wrzącą i obejrzeć rozrastające się macki terminalu DCT..
Z odkryć i nowości, gdy ostatnio torturowaliśmy roślinność na Wróbla, świat utonął w nagłym świście, grunt zadrżał a nad naszymi głowami przedefilował majestatycznie ogromny, natowski Galaxy. Wrażenie było niesamowite bo w tej okolicy kołują ciągle samoloty pasażerskie na osi lotniska w Rębiechowie, a dla Galaxy oczyścili niebo na całe dziesięć minut. Wyglądało to jakby na niebie przeleciał ogromny, szary sokół płosząc wszelki wróble i gołębie.
Nienawistnie rozkoszny ciężar wojny.
- Czy są futra z kretów?
- Jasne, weź to złap.
- No są pułapki na krety
- Ale krety się w nie nie łapią
(My)
*
czwartek, 26 maja 2016
poniedziałek, 16 maja 2016
Przyszłość przyszła
- Czy to prawda, że na uwagę o niedokładnym
pieleniu, ochlapałeś panią S benzyną z kanistra i
zapytałeś z uprzejmym zainteresowaniem: Czy
paliła się kiedyś żywcem?
- Nie przypominam sobie...
(Z pracy)
Mieliście tak, że nie robiliście czegoś tak długo, że teraz się boicie? Ja tak mam z tą notką. Czuję się jakbym miał wstać po pół roku na wózku inwalidzkim i rzucić się po ostatni kotlet na stole, nim zrobią to pozostali domownicy.
Ogólnie rzecz ujmując kryzys mija. Z okiem powoli robi się lepiej, no, przynajmniej do chwili wyjścia na pełne słońce, wtedy świat lśni, migocze, rozpływa się i jest ogólnie pięknie i zajmująco, szczególnie na przejściach dla pieszych.. W pracy dotychczasowe rozedrganie starań i zamartwień zamarło w cementowych splotach nowej skóry człowieka, którego delikatnie rzecz ujmując z każdym nowym dniem coraz więcej osób może pocałować w dupę. Przyjaźnie zweryfikowane przez złe czasy, ślady zdrajców odciśnięte w popiele oplute i pozostawione w mroku czasu. Marzenia zweryfikowanie, pragnienia odłączone od kroplówek, cele ustalone.
Nie pamiętam o czym pisałem, a zakładając, że w sumie piszę tu sam do siebie (kochany pamiętniczku) nie chce mi się sprawdzać, podsumuję ogólnie, ostatnie parę miesięcy:
W kinie obejrzane:
Córki Dansingu (Odlot i konsternacja)
Deadpool (Oh yeah!)
Londyn w ogniu (Nie pamiętam)
Wierna (Co miało być,było)
Łowca i królowa lodu (Kraina Lodu z Thorem)
Batman vs Superman (Może być)
Hardcore Henry (Tak! Yes! Ja!)
Cloverfield 10 (Wkrótce zapomnę)
W teatrze zobaczone:
Old Love (Kurdej Szatan zagrała 9 kobiet w taki sposób, że skumałem dopiero pod koniec przedstawienia, że to jedna i ta sama osoba. Ukłon do ziemi dla młodego geniuszu).
Koncerty nawiedzone:
Therion (nostalgia)
40-to lecie Kombi (wszystko świetnie póki nie zaczęli grać symfonicznie i ludzie nie zaczęli uciekać)
Gregorianie(Wspaniałe do bólu)
Hans Zimmer(Czad)
Nocny Kochanek(Mniam)
Do tego: Jedna integracja firmowa z grillem w starej harcówce na Jaśkowej. Parę imprez, jedne 90 urodziny i jeden pogrzeb.
W pracy udało mi się ułożyć stałe tory, po których sunę sobie spokojnie taranując wszystko co wpełznie w drogę pancernemu pociągowi mego profesjonalizmu i artylerii doświadczenia, że tak się skromnie wyrażę, choć przyznam, że skala zaufania jaką wypracowaliśmy sobie u sztabu jest czasem przerażająca.
Żona pląsa mi parę razy w tygodniu na kursach tańca, skutkiem czego stała się szczupła, smukła i jędrna i ciągle ma ochotę na seks, więc ja struchlały, zniedołężniały emeryt jestem ścigany w ciemnościach we własnym domu i osaczany w różnych ciemnych a chybotliwych kątach...
Tyle na dzisiaj. Postaram się wkrótce wgłębić w szczegóły.
- Daj nogę kobieto, to narysuję ci serduszko
- Nie chcę serduszka.
-No to czaszkę
Chwila ciszy
-To już wolę serduszko
(My)
*
pieleniu, ochlapałeś panią S benzyną z kanistra i
zapytałeś z uprzejmym zainteresowaniem: Czy
paliła się kiedyś żywcem?
- Nie przypominam sobie...
(Z pracy)
Mieliście tak, że nie robiliście czegoś tak długo, że teraz się boicie? Ja tak mam z tą notką. Czuję się jakbym miał wstać po pół roku na wózku inwalidzkim i rzucić się po ostatni kotlet na stole, nim zrobią to pozostali domownicy.
Ogólnie rzecz ujmując kryzys mija. Z okiem powoli robi się lepiej, no, przynajmniej do chwili wyjścia na pełne słońce, wtedy świat lśni, migocze, rozpływa się i jest ogólnie pięknie i zajmująco, szczególnie na przejściach dla pieszych.. W pracy dotychczasowe rozedrganie starań i zamartwień zamarło w cementowych splotach nowej skóry człowieka, którego delikatnie rzecz ujmując z każdym nowym dniem coraz więcej osób może pocałować w dupę. Przyjaźnie zweryfikowane przez złe czasy, ślady zdrajców odciśnięte w popiele oplute i pozostawione w mroku czasu. Marzenia zweryfikowanie, pragnienia odłączone od kroplówek, cele ustalone.
Nie pamiętam o czym pisałem, a zakładając, że w sumie piszę tu sam do siebie (kochany pamiętniczku) nie chce mi się sprawdzać, podsumuję ogólnie, ostatnie parę miesięcy:
W kinie obejrzane:
Córki Dansingu (Odlot i konsternacja)
Deadpool (Oh yeah!)
Londyn w ogniu (Nie pamiętam)
Wierna (Co miało być,było)
Łowca i królowa lodu (Kraina Lodu z Thorem)
Batman vs Superman (Może być)
Hardcore Henry (Tak! Yes! Ja!)
Cloverfield 10 (Wkrótce zapomnę)
W teatrze zobaczone:
Old Love (Kurdej Szatan zagrała 9 kobiet w taki sposób, że skumałem dopiero pod koniec przedstawienia, że to jedna i ta sama osoba. Ukłon do ziemi dla młodego geniuszu).
Koncerty nawiedzone:
Therion (nostalgia)
40-to lecie Kombi (wszystko świetnie póki nie zaczęli grać symfonicznie i ludzie nie zaczęli uciekać)
Gregorianie(Wspaniałe do bólu)
Hans Zimmer(Czad)
Nocny Kochanek(Mniam)
Do tego: Jedna integracja firmowa z grillem w starej harcówce na Jaśkowej. Parę imprez, jedne 90 urodziny i jeden pogrzeb.
W pracy udało mi się ułożyć stałe tory, po których sunę sobie spokojnie taranując wszystko co wpełznie w drogę pancernemu pociągowi mego profesjonalizmu i artylerii doświadczenia, że tak się skromnie wyrażę, choć przyznam, że skala zaufania jaką wypracowaliśmy sobie u sztabu jest czasem przerażająca.
Żona pląsa mi parę razy w tygodniu na kursach tańca, skutkiem czego stała się szczupła, smukła i jędrna i ciągle ma ochotę na seks, więc ja struchlały, zniedołężniały emeryt jestem ścigany w ciemnościach we własnym domu i osaczany w różnych ciemnych a chybotliwych kątach...
Tyle na dzisiaj. Postaram się wkrótce wgłębić w szczegóły.
- Daj nogę kobieto, to narysuję ci serduszko
- Nie chcę serduszka.
-No to czaszkę
Chwila ciszy
-To już wolę serduszko
(My)
*
Subskrybuj:
Posty (Atom)