sobota, 22 lutego 2014

Wysyłają diabła by dopełnił boskiego dzieła

Co robi dzik na zamku?
Penetruje lochy...

(Gregory)

17 lutego był dzień głaskania kota. Śniło się polowanie na stalowego, puszczającego parę na złączach tygrysa, w mieszkaniu moich starszych. W tym śnie co chwilę ktoś znikał.
Wciąż pracuję w tym samym miejscu. A już się witałem z gąską, z ulgą myślałem o nadrabianiu czytelniczych zaległości, powolnym meandrowaniu w kierunku Sopotu przez pozbawioną smrodu chemii przestrzeń, czy gotowaniu obiadów żonie. Istnieje taki moment gdy znużenie osiąga taki poziom, że nawet najgorsze rzeczy stają się zupełnie obojętne i takie sytuacje gdy zrobienie cokolwiek, nawet odcięcie sobie ucha, są lepsze niż stanie w miejscu.
Tymczasem odbyliśmy walne spotkanie akcjonariuszy i sytuacja się nieco wyklarowała, choć oczywiście chłopaki tradycyjnie wysłali mnie do przodu na pożarcie, Dan usiadł sobie gdzieś w tle, a Radosny za mną lekko skulony, tak że z perspektywy prezesowskiego biurka widoczna chyba była tylko jego aura. Ostatecznie ustaliliśmy że problemem jest niedostateczna komunikacja, po czym odstawiliśmy ten problem na później i  z ulgą się rozeszliśmy, a biała karawela świetnej firmy AquaC pożeglowała dalej przez wzburzone morza detergentów.
Śniegi ustąpiły, ptaki drą mordy od bladego świtu, a my powracamy na z dawien porzucone terytoria, gdzie zniechęceni osobliwą nieustępliwością w odzyskiwaniu opłat przez Naszego Il Duce autochtoni przerzucili się na firmy pokrewne, aczkolwiek tańsze. Najwyraźniej otrzymali to za co zapłacili bo teraz podobno "błagają" o nasz powrót. Cóż, nie dostaliśmy białych, kawaleryjskich koni, by dzierżąc dumnie wiadra i z mopami u pasa urządzić tryumfalny przejazd wykafelkowymi holami, mimo to jest jakaś taka podskórna duma, że wolą bulić ciężki pieniądz tylko za to byśmy raczyli powrócić.
Na jednym z takich obiektów, który ktoś inteligentnie umieścił tuż przy wzgórzu, tak że nawet z 4 piętra można kontemplować trawę za oknem, wylądowaliśmy by doczyścić ściany. Ongiś jakiś światły architekt umyślił sobie, że klatki będą nowatorsko i intrygująco wyglądały bez cokołów. Oczywiście osobnikowi tak mocno skażonemu abstrakcyjnym myśleniem do głowy nie przyszło, że cokoły wymyślono z pewnych praktycznych względów, np: aby panie myjące schody nie zmieniały mopami ścian w kipiącą poczerniałym tłuszczem sodomie z gomorią. To walnął jeszcze chropowaty tynk na ściany, a co.
Przez ponad tydzień doczyszczaliśmy to roztworem w którym rozpuszczały nam się gąbki pozostawiając po sobie tylko tę cienką, ścierną warstwę, a w efekcie uzyskaliśmy przepięknego dalmatyńczyka. Pracuje tam fajna kobitka, w normalnym świecie dorabia jako naczelniczka poczty. To mi przypomina jak pewien pan doktor z uniwerku odkrył, że jego niezwykle elokwentna sekretarka dorabia trzy razy w tygodniu tańcząc na rurze. Nosił to brzemię z uśmiechem.
Ostatnio zaś znów gramy w doungens & dragons na halach garażowych. Odcięci od światła słonecznego, snujemy się niczym potępione dusze z Tartaru pośród tumanów toksycznego pyłu składających się głównie z soli, ropy i zastawu metali ciężkich, maszyna radośnie międzia błocko, wchodząc na coraz wyższe tony i gubiąc co chwila jakieś części niczym postrzelany gwiezdny krążownik. Na Cmentarnej Wieży dopadł nas oczywiście na sam koniec 3 hali Hitler, H ma uczulenie na kórz oraz zestaw ekspresyjnych fraz którymi owo uczulenie werbalizuje. Poprzednio dopadł Dana, Dan nie przepada za ludźmi, którzy wypadają na niego znienacka i zaczynają krzyczeć, uśmiechnął się więc tylko, odwrócił się i poszedł. Jak stwierdził: Tacy ludzie są jak wiatr, odwracasz się i już nie wieje. Była z tego niezła chryja, tym razem postawiliśmy więc na dyplomację. Nie pomogło, następnym razem spróbujemy krwawej przemocy, wymyślnych tortur i podpalenia żywcem. Naprawdę nie mamy już ochoty tłumaczyć, że to mam najbardziej ze wszystkich zależy na tym by się nie kurzyło, bo to my tym oddychamy  i naprawdę pracujemy najszybciej jak się da, bo chcemy jak najszybciej wydostać się z tego piekła.
Ostatnio Starszy zapytał mnie kiedy wreszcie podejmę jakąś normalną pracę, odrzekłem :że lubię pracę fizyczną... Jestem szaleńcem
I tyle siedzę sam, bo żona mi poszła na wykłady, zapisała się na informatykę. Już zacieram macki, zostanie moim webmasterem i sami wiecie co będziemy robić... to co zwykle. Rozszerzać dominację nad światem. Ostatnio gdy coś mnie wkurza to mi mówi: Gdy już zostaniesz dyktatorem to zrobisz z tym porządek. Miło gdy ktoś docenia nasz potencjał.

-Czy widzisz coś ty narobił?
Utytłałeś pomidora w keczupie!
Przecież to tak jakbyś unurzał go
we krwi jego pobratymców.
-Zaraz zakończę jego cierpienia

(My)

*

2 komentarze:

  1. Jeśli cię to pocieszy to właśnie siedzę w pracy. I piję dziesiątą kawę, bo nie śpię od wczoraj od 10 rano, a położę się dopiero dzisiaj o 8 rano. A jak już naładuję się energią to pójdę sprzątać kible.

    OdpowiedzUsuń
  2. następnym razem wrzuć tam granat. Podrzucę ci parę.

    OdpowiedzUsuń