piątek, 2 października 2009

Po łokcie w żołądku



- O, doczyściliście jednak tę
klatkę. Jak wam się to udało?
- Centymetr po centymetrze...

(podsumowanie ostatnich dwu dni)

Przez dwa dni czyściliśmy z Danem dwie klatki (po dwa piętra), gdzieś na ostatecznych krańcach Redy, gdzie wiatr poruszał z szumem bezkresem traw a w dali chyliły się wierzby płaczące. Na sam koniec opary kwasy, sody kaustycznej, głód i brak snu zmieniły mój organizm w wojnę światów. Gdy wracaliśmy do Miasta, kazałem kategorycznie zatrzymać wóz żeby sobie porzygać powietrzem.
To w sumie tyle. Wstawałem o piątej, nic nie jadłem, zasuwaliśmy do wieczora na kolanach z twarzą przy ziemi, paznokcie mam białe jak śnieg. Byliśmy zdaje się ostatnią deską ratunku, bo normalna ekipa zawiodła a szef ciągle wierzył w chemię i co rusz donosił jej nowe rodzaje. Niestety niektórych rzeczy się nie obejdzie. Jest taki moment, w którym trzeba zacząć pełzać ze szatą i nożykiem do tapet.
Pazurzasta odbiera dziś dyplom. Hania ma na dniach urodziny i muszę się zaraz zabrać do konstruowania prezentu dla niej. W kuchni bulgocze risotto a starszy powrócił z Uzbekistanu i wrzuciwszy mi w ręce walizy pognał od razu z wozem na przegląd. Wtachałem bety na górę, trochę ważyły, ale raczej nie przywiózł obiecanego wielbłąda, nawet w częściach. No chyba że w formie pięciokilogramowego worka suchego proszku.
I tyle, starczy robota czeka. Zamiast ekstatycznych przeżyć macie tu tylko ode mnie hołd dla Boga Seriali:

 

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz