- O, doczyściliście jednak tę
klatkę. Jak wam się to udało?
- Centymetr po centymetrze...
(podsumowanie ostatnich dwu dni)
Przez dwa dni czyściliśmy z Danem dwie klatki (po dwa
piętra), gdzieś na ostatecznych krańcach Redy, gdzie wiatr poruszał z szumem
bezkresem traw a w dali chyliły się wierzby płaczące. Na sam koniec opary
kwasy, sody kaustycznej, głód i brak snu zmieniły mój organizm w wojnę światów.
Gdy wracaliśmy do Miasta, kazałem kategorycznie zatrzymać wóz żeby sobie porzygać
powietrzem.
To w sumie tyle. Wstawałem o piątej, nic nie jadłem,
zasuwaliśmy do wieczora na kolanach z twarzą przy ziemi, paznokcie mam białe
jak śnieg. Byliśmy zdaje się ostatnią deską ratunku, bo normalna ekipa zawiodła
a szef ciągle wierzył w chemię i co rusz donosił jej nowe rodzaje. Niestety
niektórych rzeczy się nie obejdzie. Jest taki moment, w którym trzeba zacząć
pełzać ze szatą i nożykiem do tapet.
Pazurzasta odbiera dziś dyplom. Hania ma na dniach urodziny
i muszę się zaraz zabrać do konstruowania prezentu dla niej. W kuchni bulgocze
risotto a starszy powrócił z Uzbekistanu i wrzuciwszy mi w ręce walizy pognał
od razu z wozem na przegląd. Wtachałem bety na górę, trochę ważyły, ale raczej
nie przywiózł obiecanego wielbłąda, nawet w częściach. No chyba że w formie
pięciokilogramowego worka suchego proszku.
I tyle, starczy robota czeka. Zamiast ekstatycznych przeżyć
macie tu tylko ode mnie hołd dla Boga Seriali:
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz