wtorek, 29 września 2009

Jak świetlik trzepoczący we wnętrzu porzuconej czaszki



Stoję na końcu Skweru Kościuszki
Mży, obok jarzą się światła Daru
Młodzieży. Brzeg wydaje się nierealny
rozmywająca się iluminacja na pokładach
mgły ale jest gęsto, jest poezja, można
dotknąć faktury emocji a słowo być odzyskuje
swoje znaczenie. Wszystko jest możliwe.
Możesz iść na Koniec Świata albo
brzeźnieńskiego mola i dostrzec
za klifami Orłowa światełko mojej
komórki. Cyt Cyt pułkowniku

(Marzan dziś w nocy)

Dziś tryumfalnie powraca z południa Szponiasta. Wczoraj jeszcze wspinała się na Święty Krzyż, dziś znów będzie na samym dole. Pozycja wręcz doskonała by kopnąć wszechświat w kostkę. Jest jesień. Ze świata zaczyna wyciekać złoto jak krew smoków. Ulice lśnią wilgocią, Bloki w ciemnościach wyglądają jak pudełka wypełnione światłem.
Robię przeróżne dziwne rzeczy, jestem w ciągłym ruchu. Nagle odczułem październikowy zew przeszłości i wydobyłem z głębi szafy dawny image. Rzucony na łóżko pręży się obscenicznie mój gestapowski, skórzany płaszcz, w którym pokolenia gratkowiczów z niezmienną konsekwencją fal bijących w klif, urywały pagony, aż po kolejnym szyciu skleiłem to wszystko Super Glue. Obok czarna koszulka, czarne spodnie, na podłodze zaś stare glany wyglądające jak psu z gardła wyjęte. Oblekę się w te mroczne wspomnienia i pójdę na wrzeszczański dworzec. Lady Pazurek uśmiecha się zawsze w pewien wyjątkowy, mięsożerny sposób, gdy tak się odstawiam.
A poza tym bieda. Nastąpił poślizg i jakoś tak uziemniły mi się nagle trzy roboty. Tydzień temu zapłaciłem kolejne ubezpieczenie i zostałem nagle z pustymi kieszeniami. Od dwu dni nie jadłem chleba. Zużywam sypkie rezerwy zupek w proszku. Chemia mojego organizmu przypomina zapewne obecnie chemię wszechświata na trzy sekundy przed wielkim wybuchem. Paradoksalnie jednak nie czuję się źle. Jest mi lekko, jest jesień. Czas dla takich stworów zmierzchu jak ja, czas awatarów nostalgii. Więcej krążę, węszę po kątach, widuję więcej ludzi. Boże jak mi tego będzie brakowało, gdy świat się skończy.

Radości oczu moich i lędźwi!
Kochanie! Nawet dowódca
szwadronów śmierci powinien
zachować odrobinę poczucia
humoru...

(Bunch)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz