niedziela, 28 lipca 2013

Błękitne, elektryczne anioły

- Co pan tam robił?
-Już mówiłem, dźgano mnie nożem

(Griffin)

Pachnę ziemią. Pachnę słońcem i trawą. Trawa i słońce wypełniają me sny. Nawet gdy wypełniam ruchem i ciepłem podziemne przestrzenie garażowych hal, gubię zapach chlorofilu i wpół uschnięte źdźbła. Tłustawy i cokolwiek zarośnięty substytut Pani Wiosny w kombinezonie roboczym.
Jadąc w sennym widzie szóstej godziny pracy widzieliśmy zamrożoną scenę w której jakiś koleś kopał w locie gołębie, gwałtownie zmieniając ich trajektorię i pogląd na świat. To zastanawiające jak bardzo rzeczy, które są w sumie złe, mogą być śmieszne. A jeśli już o tym. Z tydzień temu złapali dwóch kolesi wyposażonych w 20 kilo ładunków wybuchowych, którzy zadeklarowali chęć wysadzenia naszej, miejskiej  elektrociepłowni. Mówili o ty rano w radiu ale wieczorem już nie, ciekawostka.
W międzyczasie nastąpił ślub Kudłatej z Cyborgiem. Obije są niscy i wyglądali trochę na parę hobbitów. Choć przyznam, że gdy tak stali na końcu przepastnej nawy Kościoła Mariackiego, największej ceglanej świątyni świata, a w tle z nimi lśniły światłem ogromne odrzwia wyglądali niesamowicie. Dwie małe figurki w powodzi światła pośród rzędów gigantycznych kolumn a nad nimi, wiszące pośród bieli ścian ogromne, zdobione organy, wyglądające jak wibrujący dźwiękiem i świętością  statek kosmiczny, który przybył by wyrwać im dusze i zanieść poza rozszerzającą się z prędkością światła granicę wszechświata, wprost ustępującą przede nią , skłębioną moc, którą nazywamy Bogiem.
Po nawie snuli się turyści, ci co bardziej niemieccy przysiadali na ławach by popatrzeć jak żenią się katolicy, choć z reguły na długo nie starczało im cierpliwości.
Wesele było nad rozbłyskującym w słońcu, niczym czara płynnego złota jeziorem Tuchomskim. Nie było alkoholu, za to był wodzirej i brokuły w dewolaju. Sporo czasu spędziłem nad samym jeziorem patrząc na wspaniałość zmierzchu i nieprawdopodobnie jasną pełnię księżyca, od której, później w domu, musieliśmy się odciąć roletami.
War world Z okazało się żałośnie słabe. Dla tych co czytali książkę pozostał osiadający na mózgu gorzki popiół niewykorzystanych szans. Dopiero dość klasyczny za to dopieszczony rozkosznie Pacyfic Rim uratował naszą wiarę w ludzkość i supremację Holywoodu. Z War Z  jedyne co było niezłe to pomysł Korei Północnej na epidemię zombizmu: Wyrwanie w ciągu 24 godzin, 23 milionom swoich obywateli zębów... Genialne. Przecież zanim orzywieniec zagryzie cię dziąsłami ty trzy razy zdążysz zatłuc go miękkim kapciem.
Po moim ogrodzie biegają jeże w marynacie, ale o tym może kiedy indziej.
Na razie tyle, spadam na Jarmark>

 - Możesz mi jeszcze tylko powiedzieć
jak głęboko wdepnąłeś w całe to gówno?
- Hm, po brodę?
- Czyli nadal płyniesz a nie toniesz?

*

1 komentarz:

  1. Nocny Burmistrz przemierza miasto
    znikają kolejne dzielnice
    i giną dobrzy ludzie
    huk gromu nadchodzi rozstrzygnięcie
    w rytm kroków na bruku
    przejeżdża autobus, przelatuje z wiatrem gazeta
    elektryczne skrzydła rozwijają się na pół nieba
    My Jesteśmy Elektryczne Anioły
    bóg w człowieku, człowiek w bogu
    nasza moc stawi czoła
    najpotężniejszej z nocy
    nasz oddech rozjaśni ciemności
    nocny burmistrz przemierza miasto
    gdy odnajdzie świt
    wszystko się zmieni
    wszystko będzie takie samo

    *

    OdpowiedzUsuń