wtorek, 28 maja 2013

Pożeram śmiało ciało

Babcia - Dlaczego nie zetniesz włosów?
              Brzydkie to i gorące...
Ja -        A ty dlaczego trzymasz psa, ani to
              jajek nie znosi, ani mleka nie daje      

Nim nadejdą aniołki strzyżemy trawnik Pana Boga wzdłuż czternastowiecznych fundamentów. Stare kamienie spojone mchem. Żelazna pieczęć mierniczych jego wysokości Kajzera Wszechniemiec odciśnięta na ścianie  kościoła, wiatr porusza liśćmi i światłocieniami, pachnie gorące paliwo. Kocham zapach benzyny.
Matka Boska ponad poszarpaną folią i strzępami papieru, dziś ujawniamy światu co wierni złożyli na tej świętej ziemi od zeszłego lata. Cola ma smak nektaru bogów, droga na Gdańsk wiedzie przez zapach tarcicy w Kowalach.
Pierwszym potwierdzonym ewolucjonistą był Św Augustyn. Uważał, że dzieło stworzenia powstało w pewnym stanie wyjściowym, obdarzone potencjałem rozwoju i zmian. Podobno Bóg nie mógł stworzyć świata w 7 dni... ale właściwie ile trwa dzień Boga? Milisekundę, dzień, dziesięć tysięcy lat, miliard? Może wciąż mamy przedpołudnie dnia ósmego a   zapracowany Stwórca pracuje przy biurku ustawionym pośród dziewiczych, białych piasków tropikalnej plaży, a czasoprzestrzeń opalizując omywa mu stopy, jedna powolna fala za drugą.
Moja pamięć zawisa nagle na konturze Lady Pazurek stojącej w tle okna wypełnionego burzą. Błyskawice plączą się z jej  włosami,
Czterdziestka Radosnego, balkon ponad rozpadliną wypełniony mieszanką zapachu grillowanej karkówki, ziół i papierosowego dymu. Gitary i szanty śpiewane przez całą noc, podlewaną wściekłymi psami, czerwona  setka za setką. Rany jak ja dawno nie śpiewałem. Potem rozpostarte skrzydła nocy, rozbłyski błyskawic nad horyzontem, szczęk żelaza... lecz niestety, po nocy przychodzi dzień a po burzy spokój. Nagle ptaki budzą mnie tłukąc się do okien... Tupot białych mew, drapanie pterodaktyli i stepowanie kiwi, może nawet jedna czy dwa tąpnięcia dodo. Naprawdę bałem się wstać, czułem się jak walnięta młotkiem kryształowa waza, która wciąż zachowuje kształt o ile nikt jej nie dotknie. Leżałem tak sobie czując jak coś we mnie burczy, wije się i rusza, wyglądając co czas jakiś na świat moimi oczami. Malinami odbijało mi się do południa.
Trzeba będzie to powtórzyć.

- Znowu opis przyrody.
-Spoko, w tej książce opisy przyrody służą
  tylko i wyłącznie w doprowadzeniu  kogoś
  do jakiejś paszczy. Paszcza już tam jest.

(My)

*

2 komentarze: