piątek, 8 marca 2013

Spalinowe spadachrony

Ja - Wychodzisz, a tu cała plaża opalających
się wampirycznych foczek...
Pazurek - Nie, wampiryczna foczka nie może
się opalać, przecież jest wampiryczna.

Daleki zwiad. Codziennie zapuszczam się dalej. Nocne przeloty przez pełznące kolonie bloków Zaspy. Segmentowe, betonowe cielska skrzą się w świetle księżyca, roziskrzone girlandy okien ujawniają bezwstydnie kokony zamarłej teraźniejszości i dzieci wpatrzone w gwiazdy. Dalekie rubieże Olivy i Wrzeszcza, czerpiącego swą nazwę od starosłowiańskich wrzosów,  gdzie z ziemi wynurzają się coraz to nowe szliste cielska wieżowców i gdzie stary nasyp kolejowy ujawnił całą swą niespodziewaną nagość po pożarciu przez Miasto tysięcy drzew i krzewów ( paru ścieżek, kilku kryjówek gwałcicieli i powszechnego azylu młodzieży spożywającej). Znika z historii miejsca półokrąg zieleni i ślad po zerwanych mostach i strzaskanych lokomotywach. Nigdy nie pojadą już tutaj widmowe pociągi  Waissera Dawidka, pojadą prawdziwe w kierunku Wysoczyzny i Kaszub i dalej po podniebnych liniach Rębiechowa ku reszcie świata i smaganemu przeciągiem podbrzuszu Boga.
WhiteTown zmienia się w oczach, rzadki i niespotykany widok, gdy na zbyt małej przestrzeni gromadzi się zbyt wiele pieniędzy  Rozpruli właśnie swoje miasto by zbudować najbrzydszy dworzec w Polsce. Oddalam się od tego pogardliwie krętym cięciem doliny Potoku Elizy. Idę ku morzu i lasom. Morze jest wielkie i wieczne, przykrywa swym miękkim cielskiem pragnienia i tajemnice. Zaczyna się tu, pod twoimi stopami i mknie ku wiecznemu Infinity. Ktoś to kiedyś ładnie napisał. potem to znajdę.
Wpadł Marzan ze zmiażdżonym paliczkiem. Kopał laptopa przez szafkę i czekał na chirurga, czy innego nogologa. Snuł opowieści z porwanych szlaków i o tym jak pomimo wyczerpania limitu, pewnego dnia włączył mu się niespodziewanie internet i po paru chwilach snucia się wśród bitów trafił na najładniejszą dziewczynę swego życia, która podziela jego wschodnie fascynacje i razem z nim słuch radzieckiej muzyki. Słuchałem ostatnio bez końca jego płyty, Kerouac i Bębny Jacka Oltera bez przerwy i naprzemiennie.
Noc rozdudniona, ja znowu w trasie, wącham powietrze. Patrzę na dziewczyny i roztkliwiam się z lekka niesiony wiosenną falą hormonów. Jak żywioły które nas niszczą najpiękniejsze są te, które nas unicestwiają byśmy mogli odradzać się na nowo z popiołu lub pięknie ginąć. Kurwy inspiracji takie jak Lenn czy Yoru. Pozostawiające za sobą pas przepięknych zniszczeń, które gdy porosną mchem i byliną staną się miejscem schadzek przy świetle księżyca.
Potem zaś wyrywam się trzewiom nocy do ciepłych pieleszy i szerokokątnych ekranów, do żony - zbożowo - słonecznej bogini wszelkiego lata. Ból miesza się z strachem w szklance mojego ciał. Przytulam się więc, topię w zapachu i nie myślę już więcej o niczym.


W górze toczyła się bitwa
Czyniących i płonęło niebo,
na dole żywi walczyli z
umarłymi

(Grzędowicz)

1 komentarz: