środa, 27 lutego 2013

Gwałciciel powietrza

Silni tworzą historię
słabi historyjki

Jest tak ciemno. Żyje w pożyczonym czasie  dzień każdy oddala mnie od terminu przydatności. Myślę, że już nigdy nie wyzdrowieję. Ciągle coś we mnie pęka. Wpadam z bólu w ból. Tydzień temu niezdolny do oddychania bez bandaża elastycznego, dziś uginam się pod ciężarem zdenaturyzowanego ramienia, ale w gruncie rzeczy nie chcę już o tym myśleć.
Z nostalgią wspominam czasy gdy byłem po prostu dryfującym wrakiem, pchanym wiatrem od mielizny do mielizny. Teraz płonę, powietrze wypełniają wirujące metalowe strzępy rozrywanego eksplozjami kadłuba a niebo jest czarne od nurkujących krzyży myśliwców Zero i zamyślonych stratosferycznie molochów z amerykańskich fabryk Boeinga. Budzą mnie nurkujące z wizgiem po nitkach nerwów łańcuszki bomb.
Dużo czytam, dużo chodzę, wszyscy mnie straszą że leczenie jest gówno warte i że prędzej czy później trafię pod skalpel.
Wpadłem dziś do roboty pomóc trochę Danowi. Walka z maszynami pod powierzchnią ziemi.
ZUS nie przysłał mi ani grosza,co dzień coraz bardziej zadziwia mnie bezmiar zbędności tej instytucji. Biorą jedną trzecią pensji, a gdy trzeba oddać choć część tej forsy to patrzą wielkimi, smutnymi oczami afrykańskiego dziecka żującego oponę. Przecież to nie ich, to moje pieniądze, które tymczasowo u nich zdeponowałem. Naprawdę, z radością przestanę zawracać im głowę, z dziką chęcią zrezygnuję nawet z ich usług... niestety, ZUS działa na zasadzie mafii pobierającej haracz. Nie zapłacisz - zrobi się przykro.
Marzana odznaczyli, nie wiem czym i za co, skombinował sobie za to, za moją nieroztropną radą,  jakąś ponętną Ukrainkę i sytuacja jest podobno rozwojowa jak róża eksplozji termojądrowej. Zawsze robię się niespokojny gdy ludzie mnie słuchają. Spiknął się też ostatnio w swoim pędzie dekonstrukcji Systemu z Konjem, który pięknie mu się wpisał w cegle, którą dopiero co opublikował, o wiele mówiącym tytule "Gangrena - mój punk rock song". Biorąc pod uwagę, że kolo wychowywał się jakieś 200 metrów stąd na zachód, wgłębianie się gruboziarnistą przeszłość, której osobiście posmakowałem już tylko smętne resztki, sprawia wiele radości.
Mój Starszy wyskoczył do Iranu z wiceministrem gospodarki, który okazał się moim kolegą z dzieciństwa. Poprosiłem go, żeby przywiózł mi koran, ale z nim to jest tak,  że jak się go pośle po latawiec to wróci Jumbo Jetem. Zakupił mi za 150 euro, wciśnięte w podwójne, tłoczone okładki monstrum, skrzące się kolorami tęczy i wydrukowane na papierze mieszanym z jedwabiem. Trzy dni ze strachem szukałem po mieszkaniu miejsca w którym mógłbym to cudo postawić. O samym Iranie opowiedział niewiele, bo na imprezę powrotną zaprosił oprócz nas parę tłuków, kipiących jadem i zazdrością , tak, że właściwie nie dali mu dojść do słowa. Nie kumam po co on się trzyma tych... ludzi.
Jedna z ciekawostek, która mi się spodobała, to to, że Iran, kraj niesamowicie wręcz bogaty eksportuje ropę, ale z powodu embarga nie może budować własnych rafinerii, więc importuje benzynę. Za to wszyscy mają gaz za darmo i prąd za grosze.
Tyle na razie, niestety obecnie moje pisanie uzależnione jest od tego jak długo dam radę siedzieć. Zdaje się, że czas ten się właśnie skończył.

...I był tam ten Gdańsk
niepokojąco piękny w
swej legendzie...

(Konjo)

*

1 komentarz:

  1. Rozwiązaniem dla Ciebie był by netbook za 1k pln. Tanie, małe, pisać możesz w pozycji pół leżącej. Plus kilogram wygody w przenoszeniu ewentualnym... mam, wiem, polecam.

    OdpowiedzUsuń