wtorek, 18 października 2005

Niewysłowienie




Pół nocy awantury z ojcem. Łatwo mu to przychodzi w razie czego jakiekolwiek skutki i tak nie spadną na niego. Najprościej rzecz ujmując gdy się wyniosę, to matka będzie musiała wziąć się za sprzątanie, nie on. Łeb mnie boli od tego wszystkiego, a zamiast oczu mam dwa pączki kolczastego drutu. To takie beznadziejne gdy osoba do której mówisz , nawet cię nie słyszy przez mgłę własnych myśli i teorii.
Jesień w końcu przyszła, ale jest cicha i delikatna. Ja jestem z lekka zapadnięty w sobie , poszarzały i zarośnięty. Wpisałem sobie w harmonogram działań przeprowadzkę i niniejszym fakt ten przestał być rozważaną teorią. Czekam na wieści z Warszawy o odłączeniu się Bajki od Obywatela. Coś jak obserwacja stacji Mir i statku Progres. Gdańsk czeka w napięciu na pomyślne lądowanie.
Wieczorem wędruję z Małą na Kabaret Hrabi, to popłuczyny po Potem, zobaczymy ile pary im zostało. Wlecze nas tam Tau, która jest kabaretowym pasjonatem i jest zdecydowana nas tą pasją zarazić.
Maleństwo ma już w środy angielski, Awari jedzie szlajać się po stolicy, a mi się nie chce siedzieć samotnie w herbaciarni z coraz bardziej zapadającym się w sobie Phantomem. Poza tym dawno nie byłem na żadnym profesjonalnym wieczorku. Wybieram się więc jutro z Lenn na Strych w Gdyni, gdzie Tadziu Dąbrowski będzie promował swój najnowszy tomik.
Będę pił pod pochyłym dachem, słuchał dobrych wierszy i starał się nie myśleć o powrocie do domu. Może coś zgubię, a może coś znajdę. Może coś do mnie wróci a może o czymś zapomnę. W każdym razie coś ulegnie zmianie. Bo jak mawiali starożytni Rosjanie: Trzeba coś robić, bo jak coś się robi, to w końcu coś się zaczyna dziać. Jeśli piszesz długo i wytrwale, to na 10 000 tekstów stworzysz w końcu ten jeden, który pozostawi cię na zawsze w pamięci ludzkości. Jeśli malujesz to jeden z tysiąca obrazów na pewno będzie arcydziełem, choć byś nie wiem jak się opierał. Jeśli się upijasz, to w końcu trafisz na tę jedyną, pijaną i pełną przygód noc, która przejdzie do legendy...
Gdy już wszystko się skończy; wiersze, picie i ostatnie pociągi, ruszę piechotą przez noc, wzdłuż brzegu. A gdy dotrę do Brzeźna wszyscy powinni już spać.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz