Wieczorem grzaliśmy wymarznięte
kości w herbaciarni. Dogoniła nas tam Asia Od Zemst, która dopadła mnie przez
telefon wychodząc z kościoła. Mówiąc że wychodzi z kościoła, prosiła bym się z
tego nie śmiał. Asia była kiedyś szmatą. Kurwiła się i ćpała. Nie ma
halucynogenu, o którym nie potrafiłaby wygłosić opinii. Dalej ćpa, ale teraz ma
w sobie siłę i wolę by z tym walczyć. Jej walka jest beznadziejna, na
opóźnienie, ale myślę, że gdy będzie w końcu umierać, będzie umierać jako
człowiek
Asia jest poetką i masażystką.
Studiuje i prowadzi stworzoną przez siebie grupę poetycką. Wystawiają wiersze w
formie przedstawień z muzyką. Jakkolwiek Asia się skończy uważam ją za osobę
cenną a jej życie za sensowne.
Pogoda była dziś piękna, niebo
jasno błękitne, powietrze przejrzyste a słońce ostre jak brzytwa. Po tygodniu
byłem zmęczony i uczciwie zamierzałem przepić ten dzień z Krzyśkiem i Meave na
szczycie Góry Gradowej. Dopadło mnie jednak „fatum”. „Fatum” ma związek z Phantomem
i Magnolią, polega na tym, że oni gdzieś jadą, a ja nagle, w bliżej
nieokreślony sposób, jadę z nimi.
Magnolia urwała się na tydzień z
Bremen i Phantom przyssał się zaraz do niej jak pijawka. A ja wróciłem nagle do
rzeczywistości w złotym sejczento, prowadzonym przez Malwinę, a mknącym
nieubłaganie w kierunku Koszwał.
Słońce wydobywało kolory i
idealne kontrasty. Phantom latał po polach z aparatem, a ja rozmawiałem z Magg.
Ruszyliśmy „szlakiem domów podcieniowych”, a Malwina umknęła sejczento
odcinając drogę ucieczki.
Żuławy są płaskie jak patelnia,
stworzone i dopieszczone przez człowieka przez setki lat. Cały kraj robi
wrażenie udomowionego i z pozoru nudnego. Świetne miejsce na jazdę rowerem,
albo długie, ciągnące się kilometrami rozmowy. Najbardziej podobały mi się
wioski i osady. Zasiedziałe i okrzepłe w miejscu, budzą pewien rodzaj tęsknoty
za stałością i własnym miejscem. Drogi ułożone z polnych kamieni, stare cegły,
poewangelickie kościoły i szpalery rosochatych drzew. Tu domy mają po 200 lat.
Zachód słońca był absolutnie
perfekcyjny. Oblepił wszystko krwawym blaskiem i wyciągnął po ziemi nasze cienie.
Nadszedł i przeniósł nas westchnieniem przez granicę zmierzchu.
Zmarznięci i oblepieni rzepami
piliśmy herbatę przy drodze czekając na busa. Snuliśmy rozmowy o przyjaźni,
miłości i fizjologii. W przeciwieństwie do kobiety, goły facet wygląda raczej
zabawnie. W tym kontekście umieściłem swoje odchudzanie. Nie zamierzam wyglądać
śmieszniej niż to konieczne, no i pragnę pozbyć się wreszcie cycków.
Magnolia zaś używała sobie na
penisach (jakkolwiek by to zabrzmiało). Stwierdziła, że są to twory śmieszne, niewydarzone
i niedopracowane konstrukcyjnie. W pewnym momencie spojrzała na mnie i pyta „a
jaki jest twój?”. Zaproponowałem żeby sama sprawdziła.
Sennie mruczał silnik. Najpierw
zza horyzontu buchnęły płomienie rafinerii, potem stopniowo spoza wzgórz wypłynęło
miasto milionem świateł. Z ulgą poczułem beton pod nogami. Lubię plener, ale
jestem stworem miejskim, moja poetyka krąży pośród ścian a żyłami płynie
asfalt.
W herbaciarni tematy były raczej
drastyczne i nie z tego pachnącego świata, ale pasował nam ten kontrast w
ciepłym, otoczonym nocą pomieszczeniu. Zakończyłem wieczór czekoladą z bitą
śmietaną i pojechałem do domu na stopniu zatłoczonej trzynastki, nie myśląc o
niczym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz