Ktoś
– Masz coś wygrawerowanego na obrączce?
Ja –
…jeden by wszystkie zjednoczyć i w ciemności związać…
Pazurkowata
– Mmm, w ciemności związać. Jakie wszystkie?!
W
Mikoszewie jest przystań promowa. Stary pruski bruk spływa wprost
z szerokich w tym miejscu wałów w leniwy nurt Wisły. Stare,
wygładzone kamienie,
szeroki nurt, szerokie niebo, szeroka i otwarta przestrzeń Żuław,
z ostatecznym
wypłaszczeniem morza w tle. Tu obok umiera rzeka. Obok przystani przechylony
bunkier, trochę obok kamień upamiętniający horror ewakuacji morskiej
obozu koncentracyjnego Stutthof. Jeden budynek, parę bud z których snuje
się zapach taniego jedzenia i pamiątek, trójwymiarowe widoczki, i bursztynowy
drobiazg. Gdy dawno temu byłem tu z dziadkiem na brzegu umierały powoli
wraki starych kutrów. Wyschnięte wręgi sterczące z wody niczym prehistoryczne
szkielety, zmatowiałe śruby, stare brukowce i stare cegły w złotym
świetle zachodzącego słońca.
Jest
cicho, tu zawsze jest cicho. Ludzie wracają z mierzei zmęczeni
słońcem i odpoczynkiem.
Prom jest jeszcze po tamtej stronie. Stoją samochody, ludzie tkwią
nieruchomo wpatrzeni w dal, wiatr szumi pośród niekończącego się
bezkresu traw.
Fuga, moment zamarły w czasie, koniec świata, umarli czekający na
brzegu na
prom. Gdzieś i nigdzie, magiczna chwila, „Ostatni brzeg”, gdy wszyscy
są razem i w skupieniu, przed momentem, gdy każdy odejdzie na
zawsze w swoim
kierunku…
A
tak poza tym, jestem już człowiekiem zamężnym i poważnym… czy
coś. W każdym razie
noszę kruszec na palcu i czuję jak powoli przesącza mi się do krwioobiegu,
kobieta rozprzestrzenia mi się po mieszkaniu. Jest jej coraz więcej
z każdym kolejnym przyniesionym plecakiem gratów. Ona ma dużo
ciuchów, ja
książek, świetnie się uzupełniamy. Ślub i wesele były podobno
udane, trudno mi
ocenić z samego epicentrum wybuchu. Zdaje się, że nieźle też
zatańczyliśmy. Potem
zaś pojechaliśmy sobie za Wisłę by zwęglać sobie tkankę w
słońcu, pić wino
i dać się gryźć biedronkom. Krążąc po lasach spotkaliśmy ojca
Hanny, który tworzy
szczegółowe mapy do biegów na orientację. Ja opiekłem się mimo,
że wcisnąłem
się w najgłębszy cieć pod rozłożystym krzakulcem. Weszliśmy
daleko w morze,
w miejscu gdzie woda słodka miesza się ze słoną. Pobrodziłem
nawet w morzu,
czego mieszkając 150 metrów od plaży nie zrobiłem od kilkunastu
lat. Wciąż
czekam na objawy.
Przez
ostatnie dni nosiłem pazurzasty dobytek a dziś jedziemy do Mławy
odpocząć ostatecznie
i dowieźć flaszki tym wszystkim, którzy nie dotarli, albo zaraz wsiadali
w samochody. mam wrażenie, że będę najbardziej dzwoniącym
obiektem w całym
pociągu.
Jestem
w Spatifie, gdzie nie ma chwili
pauzy.
Fala za falą lecą przeboje. Jest
impreza,
pewnie najlepsza nad brzegiem
tego
morza, ale wciąż myślę o tym co
stworzyliście
swoim tańcem na weselu.
Nie
jestem obiektywny, ale dla mnie to
jest
pierwsza z 10 najpiękniejszych chwil.
Łagodna
bestia pieszcząca radosne kocie.
(Sms
Marzana)
Kurcze
muszę zobaczyć film z tego tańca
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz