niedziela, 13 maja 2012

Cycki są nasze, wy je tylko nosicie

No i tak, w Dworku Sierakowskich katabuk tańczył z poetami, a ja pojawiłem się wyłącznie na wyświetlanych w tle zdjeciach. W żwirowni zapewne migotały płomienie, oświetlając twarze i ogrzewając myśli, w Cocneju serca uderzały w ciemnościach w takt metalowych riffów i absorbowanego alkoholu a na imieninach dziadka Szponiastej pożerano domowe pasztety i ciasta. A ja leżałem. W sumie jakoś tak bez powodu. Po prostu zabrakło mi mocy by wstać i iść. Kiedyś tłumaczyłem znajomym, że żyję wielokrotnie szybciej niż oni, że w swej drodze zachaczam o inne światy i grzeję się pod tysiącem innych słońc. Teraz czuję to w całem rozpiętości, leżę w ciemności patrząc na płomień świecy i czuję się 35 -cio letnim starcem. Podobno gdy nie korzystamy zdanej nam mocy nasza wola słabnie. Jestem własną ofiarą. Może to praca, może ganianie przy ślubie a może inwaja katolicyzmu na moje wewnętrzne chrześcijaństwo. Może zwyczajnie zbyt mocno powiązałem się z rzeczywistością, stałem zbyt realny. Może podszedłem zbyt blisko tego co jest i zaraziłem się szarością. Nie wiem. Nie czuję się pełen, nic się ze mnie nie przelewa, nie czuję się głodny.
Myślę o tym by rzucić pracę, ta utknęła w martwym punkcie beznadziei. Mimo wszystko nie potrafię trwać zupełnie w miejscu, gdy na horyzoncie nie ma żadnych perspektyw. Potrzebuję nowych celów, potrzebuję ich bardziej niż czegokolwiek.

Rzeczy się stają.
Idee istnieją

(Platon)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz