Seba
- Czemu Bóg mnie tak doświadcza?!
Ja -
Modlisz się tylko wtedy, gdy się boisz.
Może
chce pogadać...
Na
północno - wschodnim niebie rozbłysła nowa gwiazda. Jowisz,
Saturn, kometa śmierci, Planeta Nibiru, nie wiem nie znam się.
Pośród porwanych dzikim wichrem chmur jest jasna i niepokojąca.
Wróciliśmy
z Mławy, gdzie przez tydzień byliśmy spokojni, zadowoleni i
najedzeni. W domu natomiast pierwszego dnia po powrocie czekało już
na mnie malowanie i teraz gubię kawałki olejnej i welony
chemicznego smrodu. Ach dom... Muszę zacząć grać w Lotto, żeby
wykupić od Rodzeństwa dom w Mławie i wyemigrować tam, gdzie
klimat jest łagodny, a pościel nie sprawia wrażenia mokrej szmaty,
tam gdzie powietrze na długie godziny wypełnia się złotem i nie
boli mnie głowa. Tam gdzie nie występuje wieczny szum tła i można
naprawdę się wyspać.
Tam
stagnacja w jaką wpadają znajomi nie jest taka drażniąca, tam z
zainteresowaniem ogląda się w TV nawet reklamy, w tym tą, w której
mózg wprost z miksera ląduje na jogurcie, a poza tym wszystko jest
znacznie tańsze.
Powroty
zawsze są dla mnie bolesne.
Ech,
szliśmy środkiem wielkiej, dopiero co zbudowanej drogi, z
chodnikami i ścieżkami rowerowymi z polbruku. Szliśmy jak po
grzbiecie ogromnej bestii leżącej pod lasem, pośród pól i
dzikich traw, a daleko z boku bieliła się równa ciągnąca się od
horyzontu po horyzont ściana miasta. Coś niesamowitego, coś jakby
u nas pociągnęli autostradę po plaży. Krążyliśmy pośród
wypełniającej się nową tkanką zabudowy, pośród rynku pełnego
ciuchów i miodu a sklepikami prowadzonymi przez autentycznych
starych Chińczyków. Wysiadywaliśmy pośród fontann w parku i
patrzyliśmy z werandy na dziką nawałnicę i rozparzuzające się
po niebie niczym w Niekończącej się Opowieści sine chmury. W
środku dnia zrobiło się ciemno jak w nocy. Piliśmy sok z
mandarynek, obok armaty pozbawionej kół w samym środku mławskiego
pola bitwy. Spijaliśmy miodowy krupnik z przyjaciółmi w takt
rozrzucanych przez ich córę plastikowych kul. Wdychaliśmy zapach
dziesiątek kwiaciarni, których jest tam więcej niż gdziekolwiek
indziej. Była noc i był dzień. I mnóstwo telewizji i brak
pośpiechu, i przestrzeń i cisza i sen i życie. A potem trzeba było
znowu umrzeć i wsiąść do pociągu.
-
Skaleczyłem się przy goleniu...
- O
biedactwo, poczekaj zaraz
przyłożę
ci podpaskę Always...
-
NIE! Wyssie mnie!
(My)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz