niedziela, 24 lipca 2011

Ślepe baletnice

- ...i nie męcz za bardzo Indyjczyka.
- Nie ma go na sieci.
- Wiem
Jest u mnie
W lodówce

(My)

Szef szuka nowych twarzy do naszego niekończącego się wilgotnego i pełnego chwały pracowniczego maratonu. Na rozmowę przybyło trzynaście Balbin, jedna co 15 minut. Widziałem jak krążyły nerwowym rojem nieopodal terrarium ochrony. Gdy ujrzały ostatecznie ciężar gatunkowy czekającego je zadania, zostały dwie, w tym jedna w końcu nie przyszła.
W porcie zapanowało poruszenie dokerzy biegli alejkami przekomarzając się radośnie i dobrodusznie spychając się ze schodów, celnicy uśmiechali się serdecznie a szeroko, przemieszczając się razem z garniturem służb niższego i średniego szczebla w jednym, konkretnym kierunku. Zjawisko porwało też moją matkę z jej stratosferycznego szóstego piętra, na którym dzielnie pełniąc służbę dla kraju, często spoglądała na ćwiczących ponad Westerplatte chłopców z Gromu, którzy zwisając z płóz śmigłowców machali do niej, uśmiechając się szeroko pod czarnymi maskami... no dobrze, poniosło mnie. W każdym razie okazało się, że warszawscy Wietnamczycy ściągnęli sobie ze swej bagnistej ojczyzny całą świątynię. Upakowali ją w kontenery i wysłali. Nasi nie byliby sobą gdyby nie ruszyli gremialnie tego cudu obejrzeć. Po otwarciu klapy z wewnątrz wylała się tętentniąc masa tropikalnych pająków oraz buchnął nieziemski smród. Całe wnętrze spowite było gęstą pajęczyną, na rozłożonym ołtarzu spoczywała zwinięta w gazetę ośmiornica. Po kątach walały się wory z popsutą żywnością, a kto wie może i czyimś wujkiem podróżującym niepostrzeżenie do tej przewiewnej, nadwiślańskiej ziemi obiecanej. Zaiste było na co popatrzeć, ale niedługo, ponieważ większość okolicznej ludności zbiegła generalnie już przy pająkach.
Mój starszy za to przetrwał w Uzbekistanie trzęsienie ziemi. Epicentrum było w sąsiednim Kirgistanie, do Taszkientu doszła mniej więcej szóstka. Na szczęście po wielkim trzęsieniu w 68 Uzbecy budują domy, które spokojnie wytrzymują siódemkę, więc mój starszy ocknął się na podskakującym i walącym o ściany łóżku, pośród jęku i delikatnego falowania ścian. Trwało to jakieś 30 sekund, potem ucichło, rozszczekały się psy. Starszy zastanawiał się czy aby nie wstać i nie wyjść z budynku, ale pomyślał o tych ośmiu piętrach betonu nad sobą i doszedłszy do wniosku, że i tak nie zdążyłby uciec, przełożył się na drugi bok i spał dalej.
W sumie dzisiejsza notka miała być o Norwegii i o absolutnej sile zrealizowanych marzeń, które w stanie są rozsadzić świat i spopielić rzeczywistość, ale nie chce. Treści i skali tego czynu nie powinny opisywać żadne słowa. Powinno opisywać je absolutne milczenie.
Przynajmniej złapali bombiarza z Krakowa. Podpalał i wysadzał bo był sfrustrowany i nie układało mu się w życiu. Jednej parze podłożył bombę rurową wypełnioną gwoździami, bo za często się uśmiechali. Gość w sumie z postury i kałduna a nawet wieku podobny do mnie. I na Boga przysięgam, że go świetnie rozumiem. Zanim zacząłem siorbać magnez w ilościach przemysłowych sam otarłem się kilka razy o nieprzemożoną chęć podpalania napalmem pislamistów tudzież zdetonowania Lennonki.
Umarła też Amy Pijaczka dopełniając swej legendy i wpisując się krzywymi literami do nieśmiertelności.
Dzisiejsza noc zastanie nas pewnie na plaży wznoszących szkło w kierunku Londynu i dalekich brzegów Norwegii. Żywi wypiją za martwych, wiatr poruszy ziarenka piasku.

Śnili mi się ludzie rozmawiający przez
Skypa w czasie końca świata. Rozmawiają
i patrzą jak kolejna osoba milknie i jej
status znika, wraz ze zniszczeniem
nadchodzącym z drugiej półkuli. Obudziłem
się rano myśląc o tym, który zostałby
ostatni.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz