Snuj
marzenia jakbyś miał
żyć
wiecznie. Żyj jakbyś
miał
umrzeć jutro.
(Dean)
We
wtorek miałem w pracy burzę piaskową. Wiało solidnie, a każdy
powiew uzyskiwał w pokrętnych, betonowych meandrach Zaspy nową
siłę i zawiłą finezję. Gdy wiatr dotarł do nas, podniósł ze
zwodniczą powolnością ten cały pył budowlany zalegający
okolice. Wyglądało to jak zdjęcia robione przez żołnierzy w
Iraku. Zwarta, brunatna chmura zwalająca się w ulicę jak lawina i
pochłaniająca kształty ludzi i przedmiotów. Wczoraj od rana
usuwałem piach szuflą do śniegu.
Dan
szalał z kosiarą, do czasu gdy trafił o jedną wystającą z ziemi
szynę za dużo. Ostrze wydało DŹWIĘK po czym jego połowa
odleciała z gwizdem w nieznanym kierunku. Po sprawdzeniu czy nadal
posiadamy obie ręce i nogi oraz, co ważniejsze, żywotne organy i
rzuceniu okiem na parking, czy żaden z okolicznych samochodów nie
prześwituje, spróbowaliśmy kosić jedynie połową noża, ale to
już nie było to. Szczerze mówiąc przypominało próbę lotu
kombajnem.
Dzwoniła
do mnie Rebeka, że zrobiła sobie tatuaż - różyczkę w okolicy
warg, z tym, że zdaje się nie chodziło o usta. Spytała czy chcę
zobaczyć. Po chwili namysłu odrzekłem, że może lepiej nie, bo po
6,5 roku celibatu mogłoby się to skończyć niespodziewaną ciążą
i lekką dezaprobatą ze strony Pazurkowatej, okazanej w formie
taboretu wbitego w lewe płuco tudzież innych zaostrzonych i
rozgrzanych do czerwoności przedmiotów umiejscowionych w moim
jelicie cienkim.
A, i
słyszeliście Agentka ma wino! Musimy z tym coś zrobić...
Ja
do M – A ciebie na naszym weselu
posadzimy
pomiędzy Lennonką a
Agentką...
M –
Co ja ci zrobiłem?!!
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz