-
Argh! Nie bądź zła...
-
Nie jestem zła, jestem
przekonująca.
(My)
Gdy
o świcie, który nastąpił po tej najkrótszej z nocy, dotarłem do
Brzeźna, poszedłem na plażę, żeby popatrzeć na ostatnie
świętojańskie ognie. Ponad piaskiem i nieruchomymi, kobaltowymi
wodami zatoki snuły się dymy z popielisk. Gdzieś daleko od
Glattkau błyskało jeszcze parę iskierek. Podobne mi, szare cienie
wędrowały wolno żyłami ścieżek wewnątrz wiecznie bijącego
Serca miasta. Godzinę wcześniej stałem wiele mil na południe od
tego miejsca, patrząc ze wzgórz na żarzącą się metropolię,
przez rozdarcia w chmurach lśnił welon nadchodzącej jutrzenki. Za
mną w dudnieniu basów, w wielkim drewniano-kamiennym, rozwijającym
się w systemie kolejnych narośli tworze zwanym Wróblówką
dogorywało wesele Siostry zwanej także jako Szybkos Kopytos. To
była gęsta noc, choć szczerze mówiąc po ostatnich tygodniach
maratonu w pracach nieszczególnie miałem ochotę na cokolwiek.
Siedziałem więc opancerzony szkłem i patrzyłem jak tańczą
piękne dziewczyny i odpierając co czas jakiś skoordynowane ataki
małoletnich kuzynek Oli, które postanowiły przetestować moją
misiową reputację.
Stasiu
zdziwiony zapytał co się dzieje gdy z krzykiem rozpaczy gnałem do
łazienki:
- Co
ci jest Kiszczeku?
-
Pocałowałem Szponiastą we włosy a one są całe w brokacie...
Tak
więc brokatowa klątwa znowu uderzyła.
Gdy
para młoda wysiadała z wozu pojawił się nad nimi bocian i zaczął
krążyć, nim ucichły chichoty za lasu wychynęło za nim 7
bocianiątek...
Ślub
był niesamowity, prawdziwe spektakrum palotynów, państwa młodych
oraz chóru Filharmonii Olsztyńskiej, w którym długowłosy młody
żonkiś śpiewał. Ksiądz ciekawie żartował, młodzi czytali
pismo, chór rozbrzmiewał w małym kościółku otwartym na zieloną
przestrzeń parku. Pierwszy raz chyba nie nudziłem się śmiertelnie
na ślubie.
Parę
dni wcześniej nim nastąpił ślub i nim jeszcze wykonywałem
jeszcze dodatkową robotę za Dana, który gdzieś tam zwisa na
skałkach, zobaczyłem z siedemnastego manewry na zatoce. Bojowe
śmigłowce przemykały po niebie, mknęły w formacja krępe, zwinne
okręty. Pomiędzy stojącymi na redzie kreśliła esy floresy
ostronosa fregata. Pierwszy raz w życiu widziałem na żywo
zanurzenie okrętu podwodnego. Przedtem jedynie zdarzało mi się
ujrzeć sunące nisko nad wodą ciemne cienie łodzi podwodnych
zmierzających ku jakimś odległym celom.
- To
niebezpieczni ludzie...
-
Niebezpieczni? To tak jakby
naturalna
katastrofa szukała
miejsca
żeby się wydarzyć.
(Eddings)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz