piątek, 17 czerwca 2011

Tylko przypomnij mi co miałem zapomnieć

Chiński ideogram oznaczający „kłopot”
powstał z przedstawienia dwóch kobiet
pod jednym dachem.

Właśnie pobiegłem z krzykiem do telewizora, by go wyłączyć nim nieubłaganie nadciągnie „Pokojówka na Manhattanie” i wypali moją psyche po ostatnie dogorywające węgliki id. Nie zrozumcie mnie źle, wielbię J Lo, ale są na tym świecie potworności, których nie osłodzą nawet jej jędrne pośladki. Ostatnio zasuwam na niemal trzy etaty, jak sobie to policzycie to wyjdzie wam, że brakuje mi trochę czasu na sen, podpowiem wam to to „niemal”. Do tego odchudzam się przed ślubem siory Pazurkowatej, by nie wyglądać jak obwiązany siatką zjawiskowy baleron. Muszę w tydzień zrzucić z 9 – 11 kilo, co jest osiągalne, natomiast wiąże się z głodem, a głód wpływa na mnie mniej więcej jak soczysta pełnia księżyca na młodego wilkołaka. Łaknę krwi!... i ziemniaków, i kiełbasy polskiej, i salami, i bułeczek, i jajecznicy... do diaska jestem tak głodny, że mógłbym zjeść nawet jakieś warzywo. W formie czipsów na przykład...
Nie mam więc ostatnio ochoty pisać. Szczerze mówiąc nie chce mi się żyć. Leżę sobie spokojnie na dnie dołka patrząc na przesuwające się po błękitnym niebie obłoki. Przyjmuję wszystko bez specjalnych emocji, jedyne czego wciąż naprawdę pragnę to sen, i śpię w każdej dostępnej chwili i miejscu.
Aube zdaje się pojawiła się w Mieście i nie zgłosiła się żeby dostać buzi. Jestem niepocieszony i zdruzgotany, chyba pójdę się zaraz dźgnąć hiszpańskim ogórkiem, tudzież ponacierać niemieckimi kiełkami, skutkiem czego nie będę musiał iść na ślub i brać udziału w obciachowych zabawach o północy, których głównym celem jest łapanie obcych osób za różne deprymujące miejsca, bo akurat będę siedział na klopie krwawiąc z oczu.
Najgorsze jest to, że Szponiasta będzie świadkować, będę więc sam tam siedział w tym kościele przeglądając się w lakierkach i pilnując momentów kiedy inni klękają. Prawdopodobnie za rok i tydzień sam będę, w obliczu Stwórcy i przedstawiciela Sił Okupacyjnych Watykanu, wciskał obrączkę na palec wyrywającej się oblubienicy, muszę więc zadaje się stać częścią tej egzotyki. Mam nadzieję, że stwórca wybaczy mi te kolaborację. Jedyne co mnie pociesza to końcowa scena z „Constantine” – Sacrifice!

Wizyta Obamy przebiegłaby bez
przeszkód, gdyby nie to, że w
pewnym momencie prezydent
chwycił Jarosława Kaczyńskiego
i kazał się doprowadzić do garnka
ze złotem na końcu tęczy...

(Jakieś złe radio)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz