niedziela, 1 maja 2011

To wiekopomna minuta

To oczywiste, że próbujesz
zbagatelizować znaczenie
astrologii, jesteś panną.
(Kości)

Gdzieś pod lodu powierzchnią śpi Urbs Atlantis. Miliard ton zimnego nalotu rozkrusza niebosiężne piramidy w biały pył. Fale omywają drogi imperium, od tysięcy lat słońce nie wzeszło ponad winnicą. To niesamowite, że w tak niestabilnym środowisku jakim jest Ziemia wynaleźliśmy nudę i stworzyliśmy rutynę. W oczach wszechświata skorupa Ziemi mknie i faluje niczym powierzchnia oceanu. My jednak wierzymy w stałość i niezmienność i budujemy miasta na plaży. Myślicie, że ten kto zbudował Los Angeles nie wiedział, że trzęsie się pod nim ziemia?
Mój ojciec zawsze myślał o przyszłości. Inwestował w nią wszystko. Ceną za to było to, że nie żył w teraźniejszości, przepływał przez nią, odwiedzał na chwilę w drodze ku jakiemuś odległemu celowi. Całe, życie brałem z niego przykład, no nie można pominąć zdrowej dawki brzeźnieńskiej paranoi. W każdym razie przewidywałem co mnie czeka i szykowałem się na to. Teraz gdy już dorosłem zaczynam rozumieć, że to bzdura. Kompletna. Przecież nikt nie daje nam gwarancji, że przeżyjemy kolejną minutę. Na własne oczy widziałem jak wielkie plany i oczywiste oczywistości tłukły się jak akwaria o kant dupy, skumulowany czas i potencjały rozpryskiwały się w jednej świetlistej eksplozji, a ludzie zostawali na mokrym betonie podskakując jak tonące w powietrzu złote rybki. Przecież to absurd, zbierać pieniądze na czas kiedy ich wydawanie nie będzie żadną przyjemnością, trzymać formę żeby być zdrowym na starość, gdy nic się nie może i nie wypada. Jebię, wolę żyć jak człowiek i umrzeć wystarczająco szybko by nie musieć oglądać jak rozłażę się w szwach, a świat staje się obcy i nie zrozumiały. Bo to przecież nie będzie mój świat. Przecież moje czasy już odchodzą. To co mnie fascynowało i cieszyło pokrywa się kurzem i patyną obciachowości. Świat przyspiesza ja zwalniam i nie zależy nam na sobie.
Tak więc uśmiecham się pod nosem i kończę ten tekst, by wstać i wyjść w czas teraźniejszy. Na twarzy kreśli mi arabeski słoneczne światło, obok leży książka, z kuchni dobiega zapach dobrego obiadu, a gdzieś w kontekście objawia się już Pazurkowata, której wiosna dodaje słonecznych skrzydeł.
Pierdole przyszłość, nie ma mnie tam.




























*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz