To
oczywiste, że próbujesz
zbagatelizować
znaczenie
astrologii,
jesteś panną.
(Kości)
Gdzieś
pod lodu powierzchnią śpi Urbs Atlantis. Miliard ton zimnego nalotu
rozkrusza niebosiężne piramidy w biały pył. Fale omywają drogi
imperium, od tysięcy lat słońce nie wzeszło ponad winnicą. To
niesamowite, że w tak niestabilnym środowisku jakim jest Ziemia
wynaleźliśmy nudę i stworzyliśmy rutynę. W oczach wszechświata
skorupa Ziemi mknie i faluje niczym powierzchnia oceanu. My jednak
wierzymy w stałość i niezmienność i budujemy miasta na plaży.
Myślicie, że ten kto zbudował Los Angeles nie wiedział, że
trzęsie się pod nim ziemia?
Mój
ojciec zawsze myślał o przyszłości. Inwestował w nią wszystko.
Ceną za to było to, że nie żył w teraźniejszości, przepływał
przez nią, odwiedzał na chwilę w drodze ku jakiemuś odległemu
celowi. Całe, życie brałem z niego przykład, no nie można
pominąć zdrowej dawki brzeźnieńskiej paranoi. W każdym razie
przewidywałem co mnie czeka i szykowałem się na to. Teraz gdy już
dorosłem zaczynam rozumieć, że to bzdura. Kompletna. Przecież
nikt nie daje nam gwarancji, że przeżyjemy kolejną minutę. Na
własne oczy widziałem jak wielkie plany i oczywiste oczywistości
tłukły się jak akwaria o kant dupy, skumulowany czas i potencjały
rozpryskiwały się w jednej świetlistej eksplozji, a ludzie
zostawali na mokrym betonie podskakując jak tonące w powietrzu
złote rybki. Przecież to absurd, zbierać pieniądze na czas kiedy
ich wydawanie nie będzie żadną przyjemnością, trzymać formę
żeby być zdrowym na starość, gdy nic się nie może i nie wypada.
Jebię, wolę żyć jak człowiek i umrzeć wystarczająco szybko by
nie musieć oglądać jak rozłażę się w szwach, a świat staje
się obcy i nie zrozumiały. Bo to przecież nie będzie mój świat.
Przecież moje czasy już odchodzą. To co mnie fascynowało i
cieszyło pokrywa się kurzem i patyną obciachowości. Świat
przyspiesza ja zwalniam i nie zależy nam na sobie.
Tak
więc uśmiecham się pod nosem i kończę ten tekst, by wstać i
wyjść w czas teraźniejszy. Na twarzy kreśli mi arabeski słoneczne
światło, obok leży książka, z kuchni dobiega zapach dobrego
obiadu, a gdzieś w kontekście objawia się już Pazurkowata, której
wiosna dodaje słonecznych skrzydeł.
Pierdole
przyszłość, nie ma mnie tam.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz