wtorek, 3 maja 2011

Bazinga!

- Chyba sprzedam nerkę, żeby
mieć kasę na ten ślub.
- Ale to musisz już teraz, żeby
wyzdrowieć na czas.
- E, pojadę do ołtarza na wózku,
przynajmniej nie będę musiał
klękać...
- Będziesz klękał i bez nerki!

(My)

Nieubłaganie zbliża się chwila kiedy Szybkos Kopytos znana także jako siostra Pazurkowatej stanie na ślubnym kobiercu, a niebiosa jękną i załamią się pod ciężarem rozpaczy bombardując nas trzydziestoma miliardami zaskoczonych aniołów. W każdym razie okazało się, że oprócz załatwiania i płacenia, a także przedmałżeńskiej indoktrynacji (Mówią co wkładać w co, i wtedy Hop! Dziecko pojawia się w kapuście... jeśli można to tak nazwać), ksiądz musi także usiąść ze skazanymi i wypełnić formularz. Jako, że podobno będę brał ślub równo rok po wyżej wymienionych ofiarach, na wieść o wypełnianiu i udostępnianiu informacji o sobie przestępczej organizacji jaką jest Kościół Katolicki, wyciąłem hołubca, zatarłem kończyny chwytne, górne i w ogóle niezwykle się ucieszyłem, i jak z rękawa sypałem wprost przed zirytowaną Szponiastą przykładami: Bo proszę księdza, Władca Ciemności udzielił mi dyspensy na ten ślub. Proszę zapisać W - Ł - A...
Zbliża się lato i żenie jak jedna odchudzają się by wepchnąć swój cellulit i rozstępy w bikini. W sumie jak się zastanowić to mogłoby być zabawne plaża pełna takich powpychanych w bikini, pełna skupienia cisza kobiet skoncentrowanych na parciu swej materii ku wnętrzu, wszechobecne trzeszczenie napiętego do granic wytrzymałości materiału przerywane jedynie od czasu do czasu odgłosem eksplozji... Enyłej, koleś ostatnio nasłuchawszy się swojej frau, orzekł, że nie tylko nie pozwoli jej schudnąć, ale będzie ją podstępnie tuczył przez sen, aż osiągnie doskonały kształt kuli, a wtedy będzie ją już tylko przetaczał w poszukiwaniu otworków.
Wpadłem wczoraj do mamuta. Mamut przygnębił mnie z lekka, bo okazało się, że po tym jak przez ponad dwadzieścia lat wychowywałem się sam, a uwagę drogich rodzicieli przyciągałem tylko w wypadku wygenerowania wyjątkowo spektakularnej katastrofy, tudzież gdy potrzebna była niewolnicza siła robocza, będę najwyraźniej musiał wziąć na barki także ich. Jakby przeszłość mi wciąż jeszcze nie ciążyła. Cóż, na pytanie, czy zajmiesz się nami na starość o mało co nie odpowiedziałem: Jasne, zajmę się wami tak jak wy się mną zajmowaliście. Wszystko wraca, dobro, zło. Co zasiejesz to ci wyrośnie. Tak będzie działać jak to zbudowałeś. Najwyraźniej moi wytwórcy mają jakieś wątpliwości co do jakości swojego dzieła. Nie powiem, żeby w pewien sposób nie było to przyjemne, zasiać im taką garść niepewności z jaką ja musiałem żyć na co dzień. Coś jak z tą zemstą czarownicy u Pratchetta, która w sumie nic nie robiła tylko za każdym razem gdy spotykała winowajcę, przechodziła obok uśmiechając się z namysłem.
Na szczęście humor mi się szybko poprawił bo w TV leciał atak rekinów w Malibu. Odgłos wyszarpywanych tkanek, sztuczne rekiny i ogólny powiew tandety pozwoliły mi powrócić na zwichrowane tory tego świata. Osobiście uważam, że Amerykanom należałoby wysłać jakieś memorandum, coś w stylu: By uniknąć kontaktu z rekinem NIE WCHODŹ DO WODY! Rekiny słabo sobie radzą na lądzie.

Ja, który otworzyłem drzwi
percepcji, nowym wspaniałym
wrogom.

(Szyda)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz