W
dzieciństwie musieli
przywiązywać
jej do szyi
kotlet,
żeby bawił się z nią pies
(Maverick)
Nisko
stojące słońce wypełnia sobą wieczorami ulice. Nasz Il Duce
przypieprzył nam w tym tygodniu taką robotę, że dopiero dziś
wróciłem do świata żywych, a cały wczorajszy dzień przetrwałem
na Ibupromie.
W
mieście znowu demonstrowały związkowe kurwy. Zdaje się, że
przyłączył się do nich nawet Marzan by kąsać rękę, która go
karmi, ubiera i funduje zniżki na bilety.
Nienawidzę
taj bandy pozbawionych etosu, nieudacznych komuchów, którzy,
zamiast pracować i starać się, wyciągają wciąż tylko żebraczo
rękę po czyjeś. Nie zgadzam się by ta oślizgła hołota była
utrzymywana z moich podatków, co to za pojebany kraj, w którym
państwo finansuje związki zawodowe? Kto normalny finansuje swojego
najgorszego wroga? Prawdziwy człowiek sam wykuwa swój los i sam
ponosi konsekwencje swoich czynów, bierze je na klatę, a nie skamle
i chce czegoś Od Rządu. Rząd nie jest od dawania, tylko od
administracji. Przecież rząd nie ma nic własnego, ma nasze, i
jeśli coś daje to my na tym tracimy. Kurwa, za każdym razem gdy
słyszę o tych skurwysynach mam ochotę ustawić moździerz 125 mm
na jakimś dachu i przyjebać w tę ich demonstrację kilka pocisków
odłamkowych. Od razu mieliby jakiś prawdziwy problem.
Mieliśmy
nawet kiedyś w Brzeźnie taki mały projekt związany z pięcioma
kombajnami marki Bizon obwieszonymi megafonami, z których tętniłaby
Szarża Walkirii. Dwa przejazdy tam i z powrotem i zdradzieckie
ścierwo spłynęłoby do kanałów w postaci papki.
Z
aktualności: Stasiu Zwany Czesiem miał krótkie spięcie z naszym
Wodzem, który nich żyje. Teraz zgrzyta zębami i odgraża się, że
złoży wymówienie, zrobi odpowiednie kursy i zostanie BHPowcem, by
prześladować naszego ukochanego Hegemona do końca jego dni.
Wczoraj
wieczorem wpadły do mnie zmęczone przedślubnymi zakupami
Szponiasta z siostrą, przez trójmiejskie środowisko znaną jako
Szybkos Kopytos. Przyniosły karton czipsów i czekolad (Nasz Lidl
idzie do remontu i była wyprzedaż – 30%, więc nie było chyba w
okolicy żywego człowieka, który choćby na chwilę nie wskoczył w
oko cyklonu) i piwo. Zrobiliśmy sobie krótki spacer w okolice Końca
Świata, gdzie Kopytos pokazała mi swój stanik i pozowała do
zdjęć, a następnie wylądowaliśmy u mnie, gdzie w spokoju
absorbowaliśmy Dary Boże, podziwiając chropowatą nonszalancje i
trafne komentarze Jamesa Bonda.
Aaaa
i najważniejsze, najdonioślejsze i wstrząsające posadami
rzeczywistości wydarzenie. W środę nawiedziliśmy herbaciarnię,
gdzie siedzieliśmy przyjmując przy stole migrujących znajomych.
Herbaciarka za kilka godzin miała ruszyć do Czech była więc w
szampańskim lekko przekornym nastroju i przeplatając czeskie słówka
z radosną nieustępliwością namówiła Lady Pazurek do konsumpcji
pierwszego w jej życiu piwa. I przygasły gwiazdy, i bogowie
zachłysnęli się w zaskoczeniu, i na moment zatrzymała się ziemia
w swym odwiecznym ruchu, gdy pełne wargi Szpona Szponów dotknęły
powierzchni boskiej cieczy, by naruszyć napięcie powierzchniowe
absolutu... Co prawda było żurawinowe, ale to mały krok
człowieka...
Och,
to najbardziej romantyczna
rzecz
jakiej nie zrozumiałam.
(Big
Bang Theory)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz