Ja -
Kochanie, ty byś mnie nie
rzuciła
krakenowi na pożarcie...
Moje
słodkie kochanie - Nie, hydrze.
Fajnie
będę podwójnie pracował w tym tygodniu a potem jeszcze w weekend
wyląduję na jakimś ostatecznym krańcu wszystkiego i będę za
pieniądze tworzył krajobraz. Wiatr niesie przez powietrze różne
paskudztwa. Noc muzeów przeleżałem z bólem głowy. W nocy ozwał
się Marzan, gdyby zadzwonił dzień wcześniej może bym się zwlókł
z barłogu, a tak spałem snem sprawiedliwego i śniłem o Aube
ubranej w kreację wieczorową z wiszących butelek coca coli. W
środku przelewały się resztki napoju a ja zbudziłem się i
chciało mi się strasznie pić. Napiłem się, zlazłem na dół,
otworzyłem drzwi i stanąłem na golasa w obliczu nocy. Przez moment
patrzyła na mnie parka zszokowanych jeży, po czym potuptała,
parskając z dezaprobatą w mrok. Pooddychałem ciemnością i
zawinąłem się z powrotem w mieszkanie nim któraś z sąsiadek
sięgnęła po noktowizor.
Szponiastej
sypnął się komp, siedziała więc dziś na moim i straszyła babkę
przybyłą w celu plądrowania szafek. Obejrzeliśmy ostatnią część
piratów. Ona pojechała do domu, ja poszedłem na plażę w
poszukiwaniu krakenów, ale znalazłem tylko Kapsułę i Ryćka. Choć
należy przyznać, że w rękach dzierżyli szkło, a w oczach mieli
coś z krwiożerczych piratów, zapewne na wypadek, gdybym ulotną
treścią chciał się z nimi podzielić.
Zachowałem
się jak rasowy kot i udałem, że wcale nie o to mi chodziło.
Żadna
sprawa nie jest beznadziejna
póki
walczy o nią choć jeden głupiec
(Piraci
z Karaibów)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz