piątek, 20 maja 2011

Istotą rzeczy jest istota rzeczy

Stirlitz z troską patrzył w ślad za
swoim łącznikiem, przedzierającym
się na nartach przez granicę.
- Czeka go piekielnie trudne zadanie-
pomyślał...Lipiec 1944 dobiegł końca

(Angora)

Nasz Il Duce, który niech żyje, i u którego nasze pensje występują codziennie jutro, zamierza nabyć sobie jedynie znanym sposobem kosiarkę bez zbiornika. Czyli taką, która sieka wszystko na drobny pył, który staje się następnie nawozem. Wyobraziliśmy sobie jak by to było w ferworze walki najechać czymś takim, zupełnym przypadkiem oczywiście, na jazgotliwego pieska lokatorki. Wszelkie ślady zostałyby rozpylone po okolicy, zostałyby tylko, nadal stojące, cztery małe łapki, z których jedna po chwili by się przewróciła... To mi przypomina jak kiedyś Krzywy Zenek kosił trawnik swojej babci. Trawnik... jeśli można nazwać tak busz do pasa i dwumetrowe osty, padał z głuchym łomotem niczym las deszczowy. Odbywało się to bez wyraźnego porządku ponieważ KZ kosząc równocześnie uciekał przed babką, która truptała za nim i skrzekliwym głosikiem objawiała swoją osobistą teorię koszenia, oraz oczywisty debilizm stosowania wszelkich innych metod. Trudno się więc dziwić, że Zen był nieco zdekoncentrowany, prowadząc przez dżunglę charczącego, rzygającego spalinami trzydziesto dwu kilowego potwora, mając równocześnie przed oczami wizję babki spazmatycznie wciąganej pod niego wirującymi ostrzami. Babka mówiła właśnie coś szczególnie odkrywczego i miała japę otwartą na całą szerokość, gdy z kosiarki dobył się dziwny mlaszczący dźwięk i cała okolica, łącznie ze świętymi, babcinymi pelargoniami i smoliwąsami, a także babką i jej obnażonymi migdałkami zostało spryskane ciepła posoka i różnymi, miękkimi fragmentami. Jak się okazało w chaszczach spał jeż, na którym najwyraźniej podwójny hałas nie zrobił wrażenia do samego końca. Zaznaczyć należy, że jedynym nie spryskanym obiektem w okolicy był sam Zenek, czego babka mu nigdy nie wybaczyła i teraz jest Żydem, Masonem i Czyta Wyborczą. Bardzo smutna historia.
Ja tymczasem toczę nierówny pojedynek z Matką Przyrodą. Ja pielę chwasty z kwietników w dzień, ona je zarasta od nowa w nocy. Myślę, że może mieć z tym coś wspólnego super, mega, wykurwisty nawóz, który w wielkim stężeniu nakazał mi mój pracodawca rozsypać na samym początku. Osobiście sądziłem, że najpierw rązsądnie będzie wypielić a potem nawozić, ale co je tam wiem. Teraz muszę dokładnie szczotkować ręce, żeby mi się trawa nie puściła spod paznokci.

Są dwie rzeczy, na które
można patrzeć bez końca:
Zachód słońca i parkująca
kobieta.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz