Stirlitz
z troską patrzył w ślad za
swoim
łącznikiem, przedzierającym
się
na nartach przez granicę.
-
Czeka go piekielnie trudne zadanie-
pomyślał...Lipiec
1944 dobiegł końca
(Angora)
Nasz
Il Duce, który niech żyje, i u którego nasze pensje występują
codziennie jutro, zamierza nabyć sobie jedynie znanym sposobem
kosiarkę bez zbiornika. Czyli taką, która sieka wszystko na drobny
pył, który staje się następnie nawozem. Wyobraziliśmy sobie jak
by to było w ferworze walki najechać czymś takim, zupełnym
przypadkiem oczywiście, na jazgotliwego pieska lokatorki. Wszelkie
ślady zostałyby rozpylone po okolicy, zostałyby tylko, nadal
stojące, cztery małe łapki, z których jedna po chwili by się
przewróciła... To mi przypomina jak kiedyś Krzywy Zenek kosił
trawnik swojej babci. Trawnik... jeśli można nazwać tak busz do
pasa i dwumetrowe osty, padał z głuchym łomotem niczym las
deszczowy. Odbywało się to bez wyraźnego porządku ponieważ KZ
kosząc równocześnie uciekał przed babką, która truptała za nim
i skrzekliwym głosikiem objawiała swoją osobistą teorię
koszenia, oraz oczywisty debilizm stosowania wszelkich innych metod.
Trudno się więc dziwić, że Zen był nieco zdekoncentrowany,
prowadząc przez dżunglę charczącego, rzygającego spalinami
trzydziesto dwu kilowego potwora, mając równocześnie przed oczami
wizję babki spazmatycznie wciąganej pod niego wirującymi ostrzami.
Babka mówiła właśnie coś szczególnie odkrywczego i miała japę
otwartą na całą szerokość, gdy z kosiarki dobył się dziwny
mlaszczący dźwięk i cała okolica, łącznie ze świętymi,
babcinymi pelargoniami i smoliwąsami, a także babką i jej
obnażonymi migdałkami zostało spryskane ciepła posoka i różnymi,
miękkimi fragmentami. Jak się okazało w chaszczach spał jeż, na
którym najwyraźniej podwójny hałas nie zrobił wrażenia do
samego końca. Zaznaczyć należy, że jedynym nie spryskanym
obiektem w okolicy był sam Zenek, czego babka mu nigdy nie wybaczyła
i teraz jest Żydem, Masonem i Czyta Wyborczą. Bardzo smutna
historia.
Ja
tymczasem toczę nierówny pojedynek z Matką Przyrodą. Ja pielę
chwasty z kwietników w dzień, ona je zarasta od nowa w nocy. Myślę,
że może mieć z tym coś wspólnego super, mega, wykurwisty nawóz,
który w wielkim stężeniu nakazał mi mój pracodawca rozsypać na
samym początku. Osobiście sądziłem, że najpierw rązsądnie
będzie wypielić a potem nawozić, ale co je tam wiem. Teraz muszę
dokładnie szczotkować ręce, żeby mi się trawa nie puściła spod
paznokci.
Są
dwie rzeczy, na które
można
patrzeć bez końca:
Zachód
słońca i parkująca
kobieta.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz