czwartek, 10 lutego 2011

Po tej stronie dziewiętnastu lat

Rozgorączkowana młoda dama:
- Gdzie są zeszyty z Edwardem?!!
Meava Władczyni Empiku
- Ale z jakim Edwardem? Nożycorękim?

(Dedykowane wszystkim zainfekowanym zmierzchem)

Zdaje sobie sprawę jak niewielu ludzi się ze mną zgodzi, ale „Skyline” jest zadżebisty. Byłby genialny, gdyby skończył się o 5 minut wcześniej niż się kończy, ale poza tym – Czad. Gdy wracałem do domu zerkałem z lekka niespokojnie w porwane wiatrem, bezdenne niebo, a potem nie spałem pół nocy myśląc, poparzony smutkiem. Do tego jeszcze akurat troszkę u nas wiało i przelatujące pomiędzy domami przedmioty odpalały czujkę u sąsiadów, tak że moje okno co chwilę zalewało jasne światło... kto oglądał ten zapewne skuma jakie to może zrobić wrażenie na człowieku brnącym przez półsenne pola smoły.
Z reguły gdy w filmie obcy są rzeczywiście inteligentni i wrodzy to film jest niskobudżetowy. Superprodukcje obfitują we wszechpotężnych idiotów, których pacyfikuje wirus opryszczki albo dwóch kretynów z laptopem. Obcy sieją wszędzie promieniami śmierci, a ludzie biegają wkoło i mają czas na tkliwe przemówienia i czułe deklaracje, w „Skyline” nie. Tutaj obcy mają plan i środki. Nie dysponują odpowiadającą naszej technologii, mają za to bronie, które nawzajem się uzupełniają, oraz modus operandi. Są sukcesywni, cierpliwi i skrupulatni odrobili lekcje i z góry przygotowali się na wszystko co moglibyśmy dla nich przygotować. Nie są wszechpotężni, są niepowstrzymani.
Myślałem sobie, że to jeden z tych filmów, które naprawdę bardzo bym chciał mieć, choćby po to by móc sobie puszczać niektóre sceny, no i w dzień urodzin dostałem go w prezencie od wszechświata, Boga, Bogini czy po prostu od kogoś tam wysoko, kto mnie lubi. Leżał sobie jakby nigdy nic na kontenerze w pracy i czekał.
Muszę przyznać, że po samym seansie byłem mocno zgnębiony i potrzebowałem doraźnie jakiegoś zastrzyku przywracającego mi wiarę w wszechmoc armii amerykańskiej, na szczęście w TV leciał akurat „Helikopter w ogniu” i mogłem krzepić serce widokiem rangersów krzewiących za pomocą broni automatycznej pokój i demokrację wśród stad bezrozumnych bambusów.
A wczoraj na urodzinach w Herbaciarni dostałem dysk zewnętrzny 640 giga... wiecie ile tam wejdzie pornoli? Oceany, będę mógł pławić się powoli machając płetwami pośród tych wszystkich sprężystych lolit i spoconych weteranek, w raju wyprężonych penisów i stratosferycznych ejakulacji. Wejdę w ten ciepły matrix i już nigdy nie wrócę. A potem tylko ktoś odnajdzie moje wyschnięte ciało, jak Lenina w Komosutrze.

Co do diabła mam spakować?
To moja pierwsza apokalipsa.

(Nora Roberts)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz