Rozgorączkowana
młoda dama:
-
Gdzie są zeszyty z Edwardem?!!
Meava
Władczyni Empiku
-
Ale z jakim Edwardem? Nożycorękim?
(Dedykowane
wszystkim zainfekowanym zmierzchem)
Zdaje
sobie sprawę jak niewielu ludzi się ze mną zgodzi, ale „Skyline”
jest zadżebisty. Byłby genialny, gdyby skończył się o 5 minut
wcześniej niż się kończy, ale poza tym – Czad. Gdy wracałem do
domu zerkałem z lekka niespokojnie w porwane wiatrem, bezdenne
niebo, a potem nie spałem pół nocy myśląc, poparzony smutkiem.
Do tego jeszcze akurat troszkę u nas wiało i przelatujące pomiędzy
domami przedmioty odpalały czujkę u sąsiadów, tak że moje okno
co chwilę zalewało jasne światło... kto oglądał ten zapewne
skuma jakie to może zrobić wrażenie na człowieku brnącym przez
półsenne pola smoły.
Z
reguły gdy w filmie obcy są rzeczywiście inteligentni i wrodzy to
film jest niskobudżetowy. Superprodukcje obfitują we
wszechpotężnych idiotów, których pacyfikuje wirus opryszczki albo
dwóch kretynów z laptopem. Obcy sieją wszędzie promieniami
śmierci, a ludzie biegają wkoło i mają czas na tkliwe
przemówienia i czułe deklaracje, w „Skyline” nie. Tutaj obcy
mają plan i środki. Nie dysponują odpowiadającą naszej
technologii, mają za to bronie, które nawzajem się uzupełniają,
oraz modus operandi. Są sukcesywni, cierpliwi i skrupulatni odrobili
lekcje i z góry przygotowali się na wszystko co moglibyśmy dla
nich przygotować. Nie są wszechpotężni, są niepowstrzymani.
Myślałem
sobie, że to jeden z tych filmów, które naprawdę bardzo bym
chciał mieć, choćby po to by móc sobie puszczać niektóre sceny,
no i w dzień urodzin dostałem go w prezencie od wszechświata,
Boga, Bogini czy po prostu od kogoś tam wysoko, kto mnie lubi. Leżał
sobie jakby nigdy nic na kontenerze w pracy i czekał.
Muszę
przyznać, że po samym seansie byłem mocno zgnębiony i
potrzebowałem doraźnie jakiegoś zastrzyku przywracającego mi
wiarę w wszechmoc armii amerykańskiej, na szczęście w TV leciał
akurat „Helikopter w ogniu” i mogłem krzepić serce widokiem
rangersów krzewiących za pomocą broni automatycznej pokój i
demokrację wśród stad bezrozumnych bambusów.
A
wczoraj na urodzinach w Herbaciarni dostałem dysk zewnętrzny 640
giga... wiecie ile tam wejdzie pornoli? Oceany, będę mógł pławić
się powoli machając płetwami pośród tych wszystkich sprężystych
lolit i spoconych weteranek, w raju wyprężonych penisów i
stratosferycznych ejakulacji. Wejdę w ten ciepły matrix i już
nigdy nie wrócę. A potem tylko ktoś odnajdzie moje wyschnięte
ciało, jak Lenina w Komosutrze.
Co
do diabła mam spakować?
To
moja pierwsza apokalipsa.
(Nora
Roberts)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz