wtorek, 1 lutego 2011

Ocean martwych serc

Śniły mu się latające kobiety
w sukienkach ze światła

(Cunnington)

Dochodzi już północ i powinienem iść spać, ale nie chcę, bo za granicą snu jest już kolejny dzień i praca, i odpowiedzialność, i samotność implodująca w samym środku mojego postrzępionego serca. Potwory nie powinny pracować. Potwory nie powinny odpoczywać ani myśleć o przyszłości. Nie powinny mieć serc. Nie powinny żyć tak długo. Nie taka jest przecież konstrukcja potworów. Potwory powinny czerpać z życia garściami i dawać zajęcie bohaterom.
Fizyka rozwija się w takim kierunku, że realizm staje się trudny do obronienia. Pełne spektrum od radości do upadku. Wiara w lepsze jutro to plucie w oko losowi, naiwne przeświadczenie, że cokolwiek jest przewidywalne, że ziemia pod nogami jest stała i niewzruszona, że da się posadzić Tupolewa we mgle na zbyt krótkim pasie startowym. Równie dobrze, jak to pisał Prattchet, można wspiąć się w pełnej zbroi, w czasie burzy na najwyższy szczyt w okolicy i krzyczeć: Wszyscy bogowie to bękarty! Jak mówi księga: Chcesz rozśmieszyć Boga? Zaplanuj coś. Panie Boże, stwórco mój i dręczycielu, mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że to było równie subtelne jak bomba atomowa wpadająca do kolektora miejskiej oczyszczalni ścieków?
Troszeczku to dołujące, do tego jeszcze zeszły tydzień przewalił się po mnie morderczym maratonem, na którego końcu pojawił się mój szef sugerując, że przez całe dnie leżę tak sobie i opalam się w mdłym świetle gwiazd. Tak mnie punktowo podkurwił, że przez moment myślałem, że mu cisnę tę robotę w twarz i pójdę w świat dziki i wolny. Koleś poczłapał sobie dalej, by opierdolić Balbinę, zupełnie nieświadom, że o mało nie skończył z kijem od szczotki wpasowanym czule w układ pokarmowy od trzonowców aż po odbyt. Wieczorem tego dnia udałem się w ciemność by szukać zwady i kogoś pobić, ewentualnie dać pobić siebie, ale jak na złość nie znalazł się żaden chętny. Nawet gdy wpakowałem się do Na Rogu i od drzwi wrzasnąłem, że Kaczor to gównojad pochowany z generalską nogą. Wszyscy potwierdzili z entuzjazmem, a ja pozostałem niedopieszczony.
Spotykania ze zbyt dużą grupą starych znajomych kończą się zwykle strzelaniem do celu, a cel ze mnie wielki, kontrastowy i dorodny. Myślę, że jestem z nimi zbyt długo.
Pazurzasta ma okres i sesję. Jestem zbyt świadomy siebie by się zabić.
Mój Starszy wylądował w Wawie Przeklętej, jedzie tu i będzie przez tydzień w Mieście Miast. Odczuwam gwałtowną chęć pozostawienia telefonu i migracji do bunkrów w parku. Mógłbym tam posiedzieć słuchając wiatru, i udając, że na zewnątrz ludzkość wyginęła.

Na górze niezmiernie czujna medyczna
jednostka monitorująca dostrzegła płyn
sączący się z kanalików łzowych
pozbawionej ciała głowy, i zadumała się.

(Banks)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz