środa, 23 lutego 2011

Na krawędzi snu

Jaki sens ma bycie złym
jeśli nikt nie próbuje cię
powstrzymać?

(Megamocny)

Seba zgłosił protest co do poprzedniej notki. Twierdzi, że oni nie są przecież tak okrutni i nieludzcy by mielić kogoś śrubą dla czystej przyjemności ćwiartowania i obserwacji wirujących w krwawej pianie, jeszcze ruszających się szczątków, o nie. Statek to wielkie bydle i pomiędzy decyzją o włączeniu śruby a jej ruchem mija chwila, w której statek bulgocze, dzwoni, belumce i drży. Niedoszłe ofiary miały więc czas by się zorientować w sytuacji, a nawet by opłynąć łajbę ze trzy razy kraulem. Przecież nasi mili, współczujący, dostający świra przez długie, puste miesiące spędzone w zamknięciu na przerdzewiałej puszce marynarze nie mogliby postąpić tak niehumanitarnie wobec innej istoty ludzkiej. Nie to, że nie próbowali... W każdym razie odpalali tą śrubę na pewno niezwykle delikatnie, bo przecież nie byliby zdolni do skrzywdzenia innej, czującej istoty. Poza tym, jak twierdzi nasz bohater, skończył im się dynamit do ogłuszania delfinów.
My zaś, na dalekiej północy, gdzie termometry o świcie pokazują -23 stopnie, bardzo współczujemy, biegającemu po pokładzie w robinsonkach i koszulce Sebie tych straszliwych dylematów i trzęsącymi rękami próbujemy wpasować sobie w paszczę szyjki butelek, tak by nie powybijać sobie zębów, ewentualnie nie przymarznąć do zawartości.
Ostatnio wprowadziliśmy w życie Szponiastej trzy nowe elementy. Zakupiliśmy małpki wiśniówki w podejrzanym sklepie wielkości szafy, wydurdaliśmy je w krzakulcach, kikując czy nie nadciągają służby mundurowe a następnie poszliśmy na koncert. Rock Cafe nie jest duża, Anja Orthodox wiła się więc od nas praktycznie na odległość rzutu kuflem. Lady Pazurek pierwszy raz zeszła ze mną do tego podziemnego świata, gdzie wszyscy są mroczni, podkrążeni a faceci mają włosy dłuższe od niej. Bawiliśmy się świetnie. Było kameralnie, zespół miał więc interakcję z widownią jak przy świątecznym stole, oczywiście gdyby istoty mroku i niemalże nieumarli obchodzili coś tak trywialnego i pozbawionego aury mrocznych mocy jak święta. Tłum wyposzczonych samców obcinał też ciągle Pazurkowatą wzbudzając jej gorący entuzjazm. W ogóle robiła małą sensację z tą swoją jasną główką pośród czarnych niczym skrzydło kruka odrostów, z tym swoim motylkiem na szyi... No bo tam, nie była by sobą, gdyby nie zadała tak okrutnego ciosu światu zła i mrocznych emanacji. Co ktoś przechodził to wytrzeszczał oczy na tego motylka. Co prawda był czarny: szlachetny mrok wtłoczony w księżycowe srebro... ale... to jednak motylek. Żadnych kłów ani pazurów, no taki zwykły, z poczwarki.

- Demonie! Masz jego krew na rękach
i na Boginię, zniszczę cie!!!
Śmierć zaśmiała się wesoło jak dziecko,
któremu obiecano niespodziankę.

(Nora Roberts)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz