...ja
tak odnośnie wczoraj
to
znaczy jutro...
(Lady
Pazurek)
Doskonale
się bawię pośród tej śnieżnej katastrofy. Istnieje próg, po
którym można się już tylko śmiać. No to się śmieję wprost w
pysk północnym demonom, plwam na ich oślizgłe, blade cielska,
pozwalam by ich palący oddech zmieniał mi kości w błękitne szkło
i słucham jak dźwięczą niczym struny harfy. Zaspy, które usypuję
zaczynają dorównywać mi wzrostem. Kupiłem dziś glany i resztę
prezentów. W domu zzułem strzępy letnich butów, w których
brodziłem ostatnio w białawym fluidzie rzeczywistości i wystawiłem
je, razem ze sterczącą z ich wnętrza folią, na zewnątrz by
zamarzły. Mały odwecik za miesiąc cierpienia. Od jakiegoś czasu
zastanawiałem się, czy mniej by bolało, gdybym chodził w
klapkach.
Miasto
wokół pełznie. Wszystko przedziera się z trudem, światła
opatulają się w żółte aureole pośród padających nieustannie
drobnych ziarenek śniegu. Lubię gdy wszystko staje się takie
ekstremalne, w ciemności przesuwają się łuskowate grzbiety i
błyskają pazury. Ludzie kulą się w sobie, zwijają się w
cierpieniu jak płatki zeschłych kwiatów. Ja wtedy rozkwitam w tej
ciemności. Mój krok staje się sprężysty, wyostrza się wzrok.
Kocham każdy kolejny koniec świata. Uwielbiam wyruszać na wojnę.
Już
za chwilę, o 4 wstanę by iść. Znów jako pierwszy wydepczę szlak
przez las. W śniegu po uda, oznaczę kierunek na Zaspę. Gdy będę
wracał wieczorem, będzie to już wydeptana ścieżka, przez tych
wszystkich, którzy poszli moim śladem.
Jej
włosy pełne były mroku,
twarz
księżycowego blasku
a w
cudnych oczach tańczyły
tajemnice.
(Sturgeon)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz