czwartek, 30 grudnia 2010

Maczeta nie smsuje

Kopciuszek oglądany od tyłu
jest historią kobiety, która
uczy się, gdzie jest jej miejsce

(Eska)

Rozumiem, że macie już dość o śniegu? Racja, jest przecież jeszcze lód. Ale na poważnie, w ciągu ostatnich tygodni moja egzystencja zintegrowała się ze środowiskiem, w którym bytuję i pracuję, a środowisko to składa się głównie ze śniegu i różnych sposobów przemieszczania go i wprawiania w ruch. Zdaję sobie więc sprawę, że mogę być ostatnio nieco monotematyczny i niczym Eskimos zapoznam was wkrótce z kilkudziesięcioma określeniami na to białe kurewstwo, które podporządkowało sobie moje życie. Ale w sumie o czym innym by tu pisać, o tym, że widziałem zdjęcie lasi Marzana i że to naprawdę niezła szprycha, albo opowiadać o tym jak w dawnych czasach, gdy Dan pracował jeszcze na złomowcu to miał pomocnika, który co rano przypalał trawę a potem szalał radośnie pośród stert żelastwa i umykających w popłochu żurów dwutonową sztaplarką, którą na pełnym gazie skakał z muld i nierówności wprawiając w drżenie okolicę.
Myśmy z kolei mieli kiedyś kierowcę, zwanego Kaczorem, który w cztery tygodnie, cztery razy skasował naszego gazowego, firmowego poloneza. Kaczor był znany z tego, że był spawaczem i nie zwalniał. Jeśli chodzi o spawanie, to już samo to mówi wiele o jego kunszcie i finezji, poza tym panicznie bał się tego dygoczącego grata i wychodził z założenia, że jeśli dociśnie gaz do deski i zaciśnie mocno oczy to prędzej czy później przejedzie każde skrzyżowanie. Jego ulubionym sportem, czy też żywą, trwającą traumą, było holowanie przyczepy pełnej okien. To co się działo, gdy mknął w dół stoku z nami czterema na pokładzie i dwiema tonami szkła z tyłu, a tuż przed maską pojawiał się znikąd próg zwalniający, przeszło do legendy i krąży szeptane z nabożną czcią po wszystkich budowach świata. Zapewniam was nie ma takiego obiektu, który by przy odpowiedniej prędkości nie poleciał. W tym wypadku było to wiele latających obiektów, część nawet tymczasowo żywych. Niestety jak w każdej bajce bywa na końcu zawsze jest lądowanie... ale przecież nie będę wam o tym opowiadał, bo to przecież nuuuda.
W sumie wokół tylko śnieg i lód, lód i śnieg, a i strzałka ułożona na ścieżce z zamarzniętych psich kup. Naprawdę wolałem nie wnikać dokąd prowadzi.

Żona do męża: Kochanie,
gdybyś wiedział co przed
tobą ukrywam, powiesiłbyś
mnie za jaja...

(Eska)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz