czwartek, 11 listopada 2010

Wolność nie powinna być za darmo



Nic tak nie zbliża ludzi
jak świąteczny grzyb w
płucach

(Kości)

Zlazłem rano do łazienki. Odruchowo spłukałem z umywalki kolejnego zamyślonego ślimaka, patrzę za okno, a tam Borys. Nosz na Perkuna i Swaroga! Mam łazienkę na parterze, chronioną jedynie skąpą zazdrostką i aurą zła bijącą ze środka, jeśli więc ktoś chciałby oglądać moje obfite, powabne kształty, błyszczące podniecająco w strumieniu wody, to nie ma większych przeszkód. Możecie więc się domyślić, że widok B rozpłaszczonego na szybie nie wywołał we mnie fali szalonego entuzjazmu. Popatrzyłem chwilę z nieruchomą twarzą jak daje mi rozpaczliwe znaki, zastanawiając się, czy może nie wyjść na zewnątrz i dla przykładu i na wszelki wypadek nie sprofanować jego powłoki cielesnej moim zdezelowanym grillem. Widząc jednak histerię w jego czarnych jak lufy dwururki oczętach otworzyłem okno...
Wiecie czego chciał? Cebuli. Żona dała mu kasę a on dał sobie wcisnąć zgniłą i bał się powrócić w mocarne a czułe uściski małżonki. Koleś, który sam napieprzał się z czterema ochroniarzami rafinerii i ostrzelał im wóz z kuszy, typ, który wbił dziesięciocentymetrowego gwoździa w udo dresa, który usiłował wysiąść z Audicy i z kolesiami spuścić nam łomot, Gość, który na komisji wojskowej wycedził mundurowym w oczy, że jak mu dadzą broń to ich wszystkich znajdzie i powystrzela razem z rodzinami i nie przepuści nawet chomikowi... No i cóż, zacząłem Independence Day bez większości cebuli, nawet tej zakurzonej zza szafki, którą trzymałem na czasy głodu i ludożerstwa.
Ale wracając do bolesnej rzeczywistości, wczoraj szalałem po 3żaglach z Szalonym Reksem. Szalony Reks to coś co najogólniej można by nazwać turbo froterką, służy do usuwania zabrudzeń przemysłowych i budowlanych z podłóg oraz powolnego a bolesnego otwierania puszek mózgowych ludzi, którzy staną na mojej drodze. Do kompletu jest mega odkurzacz odsysający wodę, do tego jeszcze wózek z wiadrami pełnymi kwasu. Już samo tachanie tego windami po piętrach było delikatnie rzecz ujmując absorbujące, natomiast czyszczenie... Szalony Rex opiera się na wirującej tarczy, znaczy się jeśli akurat nie próbuje wyrwać wam rąk ze stawów to usiłuje przebić się przez ścianę, pożreć czyjeś stopy, albo was rozjechać. Najsensowniej więc zaprzeć go sobie o brzuch i wykonywać ruchy całym ciałem jak przy hawajskim tańcu. To świetne ćwiczenie, dla wszystkich mięśni ciała, ale nie po sześciu godzinach takiego bujania non stop. Czuję się dzisiaj jak zabawka pięciolatka, z łóżka wytruptałem jak trapiona artretyzmem japoneczka. Jęcząc i chwytając się kurczowo barierek spełzłem na dół a tam już czaił się Borys, co oznacza że musiałem cały proces pełznięcia, jęków i chwytania powtórzyć ale w odwrotnym kierunku. A już miałem nadzieję, że się tak tam na dole po cichu położę i kwiląc delikatnie nie będę ruszał niczym poza nozdrzami.

- O masz dalmatyńczyka.
- Nie doty...
- Grauuu! Ryyyk! Chaps! Kłap, kłap, kłap...
- Mam nadzieję, że to jego spaczony
charakter a nie wścieklizna.

(Z serii: Z kamerą wśród fauny i flory Brzeźna)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz