piątek, 22 października 2010

Vampire bats from Mars



Mam ochotę zerwać z niego skórę,
uszyć z niej piżamę i chodzić w
niej spać...

(Dead like me)

No i tak, mam konto na Facebooku bo Szponiasta potrzebowała sąsiada do swojej Treasure Island, żeby coś jej tam wysyłał. Pewnie przyjdzie kiedyś taki czas, że je nawet zobaczę, może nawet, o perwersji, coś na nim zrobię, a ono zamruczy z rozkoszą i zjeży piksele na karku.
Październik powoli przywdziewa właściwe barwy, choć w tym roku jest zdecydowanie niezdecydowany i po deszczu wiatr rozrywa szara skorupę nieba i na ziemię spada nierealny, emaliowy błękit i światło słońca tak złote, że osadza się złotym pyłem w komórkach. Bossy nam się zaktywizował i eksploatuje nas bezwzględnie. Dan ślizga się po okolicznych stokach z kosą spalinową. A my zagłębiamy się w zapomniane przez Boga i administrację kąty wydobywając na światło dzienne mroczne niczym owłosienie łonowe Żanet Kalety, lokatorskie tajemnice. Ten koleś, którego zrugaliśmy jak burą sukę w podziemiu nie zadzwonił jednak do naszego pryncypałosa. Najwyraźniej przemyślał co może mu zrobić szef takich pracowników jak my i zadzwonił do Wspólnoty.
Na dzielnicy spokój, zastanawiamy się jedynie nad ogólnokrajową zbiórką środków finansowych dla tego kolesia co w Łodzi strzelał do piSSlamistów. Wszak powiedział, że gdyby miał większą broń to strzelałby do samego ober prezesa. Czas więc zorganizować jakąś kasę na dobrego prawnika i większy kaliber, na przykład 210 milimetrów i pociski burzące. Rozpatrujemy także plan zorganizowania wielkiego połączonego zjazdu rodziny Radia MaMordę i twardego elektoratu piSS. Zjazd odbyłby się w jakimś odludnym miejscu, wokół 30-sto metrowego krzyża wypełnionego sprężoną hiperpalną mieszanką do bomb termo - barycznych. Jakby zebrało się ich tam ze 3 miliony to byłaby też niezwykła korzyść dla gospodarki, bo nie trzeba by wypłacać całego mnóstwa emerytur i utrzymywać tysięcy bezrobotnych nieudaczników. Nie wspominając już nawet o tym, że nie trzeba byłoby organizować żadnych pogrzebów, bo plugastwo samo odleciałoby z wiatrem ku stratosferze.
I tyle, następnym razem opowiem wam o dziurze herbaciarki i jej czarnym BMW bez żadnych hamulców.

O prawdziwej miłości możemy
mówić wtedy, gdy mąż idzie
wyrzucić śmieci a żona mu
towarzyszy

(Angora)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz