czwartek, 14 października 2010

Drunken lullabies



Paranoja to umiejętność.
To sekret długowieczności

(White collar)

Idziemy z kolesiem Pseudobulwarem w Brzeźnie, właśnie pokazuje mi pięknie sfałszowane i lśniące jekateryńskie ruble, gdy z jednej z knajpek wytaczają się cztery pijane w trzy dupy nastoletnie laseczki. Pochwiały się chwilę, biorąc poprawkę na wiatr i stałą grawitacyjną Matki Ziemi po czym ruchem jednostajnie zygzakowatym pożeglowały w naszym kierunku. Sam nie wiem za bardzo o co im chodziło. Zostaliśmy wycałowani, wielokrotnie wyściskani, skomplementowani a na koniec zawieszono nam na szyi, niczym wieńce hawajskich kwiatów, dwa łańcuchy rowerowe. Następnie szepcząc coś o niewolnikach miłości rozchichotana, bujająca na boki jędrnymi pośladkami nadzieja narodu powędrowała dalej by rozpuścić się w różowej zorzy wieczoru. Postaliśmy moment patrząc na siebie z kamiennym spokojem, coś w stylu: „Widziałeś to? - Nie. - Ja też nie”. Po czym zdjąłem łańcuch z szyi i podałem mu ze słowami: Ty masz rower...
Rusza powoli ociężały potwór Trasy Słowackiego. Zaczęli burzyć pierwsze budynki na wylocie Partyzantów. Przetoczyłem się przez kadr filmującej to ekipy TV. W Brzeźnie za to postawili wieżę wiertniczą w związku z gorączką gazu przetaczającą się ostatnio przez naszą niezwykle roponośną ojczyznę. Może i ja pokopię trochę w ogródku, demolując drogocenny trawnik mojego starszego.
Stasiu Zwany Czesiem żyje ostatnio wypuszczony na wolność, bo żona utknęła mu na jakimś szkoleniu w Wawie, gdzie dowiaduje się jakież to przerażające rzeczy cola robi z nerkami. Ostatnio balował ze starą znajomą przez trzy dni. Małżonka podobno wie o wszystkim, ale profilaktycznie ponabijałem się, że mimo wszystko poinformuję ją o szczegółach, a potem znajdą go siedzącego na przystanku bez oczu i mózgu, a bruzdy i zadrapania na wewnętrznej stronie jego czaszki dziwnie będą przypominać ślady po widelcu.
Stasiuchna gra trochę na giełdzie. Opowiadał mi o swoich fascynujących przeżyciach z akcjami. To mu walnąłem, że kiedyś stanie się potentatem. Będzie siedział na tronie z kości słoniowej pośród rozległej posadzki wyłożonej czaszkami maklerów, i podawał pierścień do pocałowania drobnym inwestorom. Staś łaskawie zgodził się z tą wizją, pod jedynym warunkiem, że pierścień będzie przypominał wypiętą dupę.

- Nazywam to miejsce „Wtorek”.
- Dlaczego?
- Bo zwykle bywam tu w środę...

(White collar)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz