Paranoja to umiejętność.
To sekret długowieczności
(White collar)
Idziemy z kolesiem Pseudobulwarem w Brzeźnie, właśnie
pokazuje mi pięknie sfałszowane i lśniące jekateryńskie ruble, gdy z jednej z
knajpek wytaczają się cztery pijane w trzy dupy nastoletnie laseczki. Pochwiały
się chwilę, biorąc poprawkę na wiatr i stałą grawitacyjną Matki Ziemi po czym
ruchem jednostajnie zygzakowatym pożeglowały w naszym kierunku. Sam nie wiem za
bardzo o co im chodziło. Zostaliśmy wycałowani, wielokrotnie wyściskani,
skomplementowani a na koniec zawieszono nam na szyi, niczym wieńce hawajskich
kwiatów, dwa łańcuchy rowerowe. Następnie szepcząc coś o niewolnikach miłości
rozchichotana, bujająca na boki jędrnymi pośladkami nadzieja narodu powędrowała
dalej by rozpuścić się w różowej zorzy wieczoru. Postaliśmy moment patrząc na siebie
z kamiennym spokojem, coś w stylu: „Widziałeś to? - Nie. - Ja też nie”. Po czym
zdjąłem łańcuch z szyi i podałem mu ze słowami: Ty masz rower...
Rusza powoli ociężały potwór Trasy Słowackiego. Zaczęli
burzyć pierwsze budynki na wylocie Partyzantów. Przetoczyłem się przez kadr
filmującej to ekipy TV. W Brzeźnie za to postawili wieżę wiertniczą w związku z
gorączką gazu przetaczającą się ostatnio przez naszą niezwykle roponośną
ojczyznę. Może i ja pokopię trochę w ogródku, demolując drogocenny trawnik mojego
starszego.
Stasiu Zwany Czesiem żyje ostatnio wypuszczony na wolność,
bo żona utknęła mu na jakimś szkoleniu w Wawie, gdzie dowiaduje się jakież to
przerażające rzeczy cola robi z nerkami. Ostatnio balował ze starą znajomą
przez trzy dni. Małżonka podobno wie o wszystkim, ale profilaktycznie
ponabijałem się, że mimo wszystko poinformuję ją o szczegółach, a potem znajdą
go siedzącego na przystanku bez oczu i mózgu, a bruzdy i zadrapania na
wewnętrznej stronie jego czaszki dziwnie będą przypominać ślady po widelcu.
Stasiuchna gra trochę na giełdzie. Opowiadał mi o swoich
fascynujących przeżyciach z akcjami. To mu walnąłem, że kiedyś stanie się
potentatem. Będzie siedział na tronie z kości słoniowej pośród rozległej
posadzki wyłożonej czaszkami maklerów, i podawał pierścień do pocałowania
drobnym inwestorom. Staś łaskawie zgodził się z tą wizją, pod jedynym
warunkiem, że pierścień będzie przypominał wypiętą dupę.
- Nazywam to miejsce „Wtorek”.
- Dlaczego?
- Bo zwykle bywam tu w środę...
(White
collar)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz