sobota, 25 września 2010

Pan na nicości



- Czy ty w ogóle lubisz kobiety?
- Niezbyt, nie umiem ich dobrze
przyrządzić...

(Diwow)

Panny Nikt skaczą z balkonów. Spadają jak ciepły, jedwabny deszcz. Przypływy łez uderzają przybojem o podnóże świętej Ślęży, której szczyt znieruchomiał na zawsze zatopiony w oślepiającej pajęczynie błyskawic.
To tylko wstęp. Wstęp względem refleksji. Nie przejmujcie się więc nim wykrzywione lalki o oczach z koralików jarzębiny. Wiecie jak zrobić sałatkę z buraków? - Wrzucasz granat do golfa...
Wszędzie plakaty ze stadionem Poznania, „A nam już trawa rośnie”. Epatują tłustym zadowoleniem. Mamy taki sprytny plan by rozsypać im na tej szafirowej murawie garść żołędzi i puścić dziki. Wizja obejmuje też transport koleją Trójmiejskich dzików. Dla niepoznaki przebierzemy je w żółte płaszcze sztormowe i kalosze. Będą tak siedziały w przedziałach z tymi raciczkami. Scena: wchodzi kanar i mówi – bilety do kontr... a tu równocześnie obraca się w jego stronę osiem ponurych ryjów wystających spod kapturów.
Brzeźnieńskie potwory promują plan prostszy lecz równie uroczy. I tak zapewne nadejdzie jeszcze ten dzień, gdy poznaniacy zostaną zbombardowani kretami.
Tymczasem chmury popękały w końcu i rozsypały na małe metalowe kawałeczki. Księżyc srebrzyście sierści trawę. Zmierzcha ostatnio coraz szybciej. Ciemność jest teraz w moim bezpośrednim zasięgu. Szponiasta z Kudłatą lądowały w ElbingCity gdzie w muzeum mierzą suwmiarkami średniowieczne noże, klucze i kłódki, celem uwiecznienia ich w pracy magisterskiej. Nocleg załatwiły sobie u franciszkanów. Gdy Lady P zadzwoniła po raz pierwszy w tle było słychać jakieś bolesne stęknięcia i ryki z pogłosem, a to franciszkanie ciągnęli przez klasztor kabel od internetu dla dziewczyn. Nie wiem czemu wyobraziłem sobie kurdupla w habicie przygiętego do ziemi wielką szpulą kabla na plecach, jak w pierwszej wojnie.
W łykend nadrabiałem zaległości w czytaniu i przebiłem się przez 1700 stron. Nie żebym zapałał jakąś gwałtowną gorączką czytelnictwa. Po prostu zaległe książki zaczęły się już wylewać z szafki i kolonizować wyjście na korytarz, grożąc odcięciem od życiodajnych rejonów kuchni.
Potem przyszedł i przeminął nagle kolejny tydzień. Dziś w Gottenhaven jest kolejny Temple of Goths, parę dni temu Marzan przekroczył pieszo granicę Ukraińską w Medyce, a Pazurkowata wywijając przyległościami dojedzie dziś do mnie na rolkach i czeka nas noc pełna cudów i pożerania grzanek.

Nie zawracaj mi głowy – odburknęła
kotka, miałam właśnie ideę, którą
zaciekle śniłam.

(Stross)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz