niedziela, 8 sierpnia 2010

Krzyżacy w Warszawie



...Och! Jaki mi kupił pierścionek!
Jak GPS...

(Ktoś do kogoś)

Niczym pordzewiały wrak okrętu podwodnego w Dzień Sądu Ostatecznego, ciężko odrywam się od mulistego dna i wśród girlandów uwięzionego od dziesięcioleci powietrza podążam powoli przez granatowy odmęt ku odległej powierzchni i światłu. W ten dzień ostatni na powierzchnie wynurzą się wszystkie statki i okręty by podążyć do portów przeznaczenia, w ten dzień ujawnione zostaną wszystkie tajemnice a w płucach rozpadną się ostatnie cząstki powietrza. Potem już nikt nie będzie musiał oddychać.
Jak być może się domyślacie mam kaca. Podwójnego. Nie to żeby coś mnie bolało, ale wokół jest z lekka granatowo a do powierzchni wciąż mam jeszcze spory kawałek. To promilowe lato mnie wykończy.
Najpierw objawiło mi się paru desperatów z dziesięciolitrowym baniakiem młodego wina, które głęboko odetchnęło po otwarciu, zapewne na widok naszych rasowych gęb i żądzy w oczach. Pewnie miało złe przeczucia. Piliśmy to przez całą noc gapiąc się w TV, leciał akurat TEAM AMERICA, kto nie widział ten nie wie jakie straszne rzeczy dzieło to może zrobić z psychiką porządnego pijaka. Rano wyżarliśmy z dna resztkę wiśniowo – porzeczkowej berbeluchy i wyruszyliśmy na podbój wszechświata. Dzień przepracowany w różowo – porzeczkowej mgiełce. Po południu zaś wylądowaliśmy w zielonej niszy u Krzyśków. Wypełniliśmy się po brzegi wędliną i piliśmy, piliśmy piwo. Kontynuowaliśmy to zajęcie oglądając później w środku teledyski i Szalony Świat Malcolma, czy jakoś tak. Muszę wam powiedzieć, że po obejrzeniu teledysku „ale jondro” Lady Gagi nabiera nieco innego wymiaru. W chwili obecnej zaś, po tym jak przez całą noc śniło mi się, że zamknęli mnie w wariatkowie, bez jakiegoś szczególnego powodu, ot tak ze złośliwości czy na czyjeś zlecanie, sam już nie wiem czy bardziej chce mi się rzygać czy zasadzić rozświetloną mrocznym, wewnętrznym blaskiem, niczym kryptonit, kackupkę. Tymczasem idę na kompromis – siedzę i się nie ruszam. Tylko czubki palców tańczą mi po klawiaturze. Niestety nadchodzi ten pełen strasznych wyborów moment gdy zakończę ten teks i coś będę musiał ze sobą zrobić.

Gdyby cola nie byłaby sztucznie
barwiona byłaby zielona...

(100 rzeczy, których na pewno nie wiecie)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz