niedziela, 1 sierpnia 2010

Francuz - Romantyczny klucz



Oglądamy  film.  Chuck  Norris  przykłada
ostrze  do  szyi  wietnamskiego  generała  i
mówi grobowym głosem: Teraz będę zadawał
pytania, poznam gdy skłamiesz. Gdzie są
amerykańscy jeńcy?
Szponiasta równie ponuro: Gdzie kręcono
smerfy?

W środę w herbaciarni grali na gitarach i śpiewali dwaj kolesie. Lokal pękał w szwach. Łamiące się gitarowe riffy, z „The Wall” Pink Floydów, rozbrzmiewały pośród nadciągającej nad miasto nocy, łamiąc serca kiszczakom i gołębiom.
Pachnę łąką. Uzbrojony w rozliczne ostre przedmioty, opancerzony poczwórną warstwę folii, rzuciłem się z pierwotnym wyciem w gąszcz, zainfekowanej dżungli, która wyrosła mi za płotem i zaczęła swą podstępną robotę rozsadnika chorób i chwastów w bezpośrednim sąsiedztwie drogocennych trawników mego ojca. Kto nie wierzy w ewolucję powinien obładować ekwipunkiem murzynów, wziąć rusznicę kaliber 12 na koniki polne i udać się na eksplorację brzeźnieńskiej flory i fauny. Na cienkim pasku gruntu, w cieniu dwóch, ostatnich, rachitycznych topoli odkryłem rozlicznych przedstawicieli wszystkich grup i królestw, którzy powitali mnie z posępną nieżyczliwością tudzież obłędną agresją. Pierwszy raz w życiu zaatakowały mnie biedronki.
Odwiedziła nas też Egzaltacja. Znaczy odwiedziła Lennonkę i obie przeleciały z hukiem turbin przez nasze życie. Egzaltacja bardzo przypomina Tau zarówno z wyglądu, zainteresowań jak i poczucia humoru, poza tym posiada zdolność uśmiercania jaskółek w locie za pomocą łopaty pełnej obornika i ogólnie unieszczęśliwiania stworzeń latających. Kiedyś jednym dotknięciem obróciła  nietoperza w pył... O drugiej w nocy odprowadzałem do furtki rozhukane towarzystwo, a niebo było piękne, usiane koronką delikatnych, rozświetlonych księżycem obłoków. Po powrocie odkryłem, że Szponiasta, która w którymś momencie imprezy położyła się odwrotnie na łóżku, przykryła kocem i zasnęła, przejawia silną niechęć do przebudzenia się. Jechała do mnie wprost znad jeziora, z torbami, opalenizną na wszystkich nidoopalonych dotąd kawałkach  i lekkim kacem. Na miejscu dokarmiliśmy ją pizzą i trzema szklanami koli z rumem. Ijarrr! Potargałem ja trochę, w końcu westchnąłem, wyrwałem poduszkę spod nóg i dość malowniczo wpasowałem się pod kocem w miejsce, które jeszcze zostało.
Dziś pijemy trzeci dzień z rzędu. Tym razem urodziny mojej matki, potem wyrywamy do centrum zobaczyć orkiestrę grającą na ścianie ratusza i fajerwerki na otwarcie Jarmarku. Na koniec zaś jedna z mrocznych zagadek Dana, ta jest akurat dość prosta: kobieta poprosiła w restauracji o potrawę z Iguany. Posmakowała po czym wybiegła na ulicę i zabiła się rzucając pod samochód. Dlaczego?

...był nieuchwytny w czarnym stroju
na tle białych, marmurowych ścian
Sajgonu...

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz