Oglądamy film. Chuck
Norris przykłada
ostrze do szyi
wietnamskiego generała i
mówi grobowym głosem: Teraz będę zadawał
pytania, poznam gdy skłamiesz. Gdzie są
amerykańscy jeńcy?
Szponiasta równie ponuro: Gdzie kręcono
smerfy?
W środę w herbaciarni grali na gitarach i śpiewali dwaj
kolesie. Lokal pękał w szwach. Łamiące się gitarowe riffy, z „The Wall” Pink
Floydów, rozbrzmiewały pośród nadciągającej nad miasto nocy, łamiąc serca
kiszczakom i gołębiom.
Pachnę łąką. Uzbrojony w rozliczne ostre przedmioty,
opancerzony poczwórną warstwę folii, rzuciłem się z pierwotnym wyciem w gąszcz,
zainfekowanej dżungli, która wyrosła mi za płotem i zaczęła swą podstępną
robotę rozsadnika chorób i chwastów w bezpośrednim sąsiedztwie drogocennych
trawników mego ojca. Kto nie wierzy w ewolucję powinien obładować ekwipunkiem
murzynów, wziąć rusznicę kaliber 12 na koniki polne i udać się na eksplorację
brzeźnieńskiej flory i fauny. Na cienkim pasku gruntu, w cieniu dwóch,
ostatnich, rachitycznych topoli odkryłem rozlicznych przedstawicieli wszystkich
grup i królestw, którzy powitali mnie z posępną nieżyczliwością tudzież obłędną
agresją. Pierwszy raz w życiu zaatakowały mnie biedronki.
Odwiedziła nas też Egzaltacja. Znaczy odwiedziła Lennonkę i
obie przeleciały z hukiem turbin przez nasze życie. Egzaltacja bardzo
przypomina Tau zarówno z wyglądu, zainteresowań jak i poczucia humoru, poza tym
posiada zdolność uśmiercania jaskółek w locie za pomocą łopaty pełnej obornika
i ogólnie unieszczęśliwiania stworzeń latających. Kiedyś jednym dotknięciem
obróciła nietoperza w pył... O drugiej w
nocy odprowadzałem do furtki rozhukane towarzystwo, a niebo było piękne, usiane
koronką delikatnych, rozświetlonych księżycem obłoków. Po powrocie odkryłem, że
Szponiasta, która w którymś momencie imprezy położyła się odwrotnie na łóżku,
przykryła kocem i zasnęła, przejawia silną niechęć do przebudzenia się. Jechała
do mnie wprost znad jeziora, z torbami, opalenizną na wszystkich nidoopalonych
dotąd kawałkach i lekkim kacem. Na
miejscu dokarmiliśmy ją pizzą i trzema szklanami koli z rumem. Ijarrr!
Potargałem ja trochę, w końcu westchnąłem, wyrwałem poduszkę spod nóg i dość
malowniczo wpasowałem się pod kocem w miejsce, które jeszcze zostało.
Dziś pijemy trzeci dzień z rzędu. Tym razem urodziny mojej
matki, potem wyrywamy do centrum zobaczyć orkiestrę grającą na ścianie ratusza
i fajerwerki na otwarcie Jarmarku. Na koniec zaś jedna z mrocznych zagadek
Dana, ta jest akurat dość prosta: kobieta poprosiła w restauracji o potrawę z
Iguany. Posmakowała po czym wybiegła na ulicę i zabiła się rzucając pod
samochód. Dlaczego?
...był nieuchwytny w czarnym stroju
na tle białych, marmurowych ścian
Sajgonu...
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz