środa, 21 lipca 2010

Ziemniaki w panierce



Napis na murze: Spłoń suko.
Lenn – Jaki ładny przykład
trybu rozkazującego...

Z Grunwaldu powrócił zachrypnięty Stasiu Zwany Czesiem i snuje korytarzowe opowieści o wojnie z narodem polskim, dla którego tabliczka: Turystom wstęp wzbroniony oznacza „Wejdź do obozu z aparatem i zrób mi zdjęcie jak zmieniam gacie” tudzież „Pokręć się radośnie i bez konsekwencji koło mojego sprzętu za dziesięć tysięcy”. Zdaje się, że były ofiary. Najbardziej oberwało się oficjelom i dziennikarzom, czyli stopień represji wyraźnie był uzależniony od stopnia wrodzonej bezczelności i poczucia bezkarności. Oczywiście zdarzali się normalni, którzy potrafili się dogadać, ale większość przeżywała ciężkie chwile trafiając na ścianę wypełnionej złośliwością stali. Gdy miejscowa pani wicemarszałek, z nowym dyrektorem muzeum i wianuszkiem dziennikarzy po wielu wrzaskach, pertraktacjach i kilku telefonach przeniknęła w końcu do stasiowego obozu i stanęła przed kamerami od razu w tle pojawił się Natan z piłą mechaniczną i zaczął wytwarzać tło dźwiękowe ćwiartując zapamiętale niewinne niczemu martwe drzewa. W całym obozie trwała wojna, tak że w opowieściach sama bitwa stała się niewinnym epizodem. Kilka wielkich telewizyjnych nazwisk odjechało śmiertelnie obrażonych, kilkudziesięciu turystów spałowanych, stoczono zacięte potyczki „pod sceną turniejową” i „o korytka z wodą”, których musiał strzec podwójny kordon policji i rycerstwa. Dziennikarze i turyści potrafili wyłamywać dziury w płotach byle by tylko wleźć do obozu. Zgwałcono dziewczynę, przyjechała policja i gada z dowódcami chorągwi, nagle ktoś rzuca: Lepiej złapcie go przed nami bo gość będzie umierał przez tydzień... Panowie policjanci popatrzyli po twarzach, posłuchali grzmiącego podskórnie vox populi i złapali kolesia błyskawicznie. Okazało się, że typ próbował i w zeszłym roku i nawet się do tego przyznał. Możliwe zresztą, że postanowił się ze względów bezpieczeństwa sam oddać w ręce sprawiedliwości, bo po okolicy zaczęły chodzić opowieści „Co też mu zrobią jak go złapią”. Z delikatniejszych wersji przytoczę tylko wypełnienie przez odbyt rzadkim, szybkoschnącym betonem a potem intensywne dokarmianie, czy też zamiana miejscami oczu i jąder.
Ostatecznie wszystko bierze się z nieporozumienia. Oficjele, dziennikarze i turyści nie rozumieją, że ten zjazd rycerstwa i inscenizacja NIE JEST DLA NICH. Towarzystwo zjeżdżałoby się tu i staczało bitwę nawet wtedy, gdy nie pojawiłby się ani jeden widz, ponieważ oni robią to dla siebie i z reguły za własne pieniądze. Przyjeżdżają by się spotkać i dobrze się bawić, a widzowie to tylko dodatkowy bonus, na którym bardziej zależy muzeum, które bez tego by zdechło.
A tak poza tym podobno widziano tam niemożebnego, ubranego w średniowieczne gaciochy i kapelusz chudzielca, który bardzo przypominał Stasia, biegał z karabinem automatycznym i pytał ludzi czy nie widzieli Wielkiego Mistrza bo Polacy bardzo chcieliby wygrać...

Żur – Panie masz pan coś do palenia?
Ja – Nie, jakbym palił to nie starczyłoby
mi na picie.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz