Napis na murze: Spłoń suko.
Lenn – Jaki ładny przykład
trybu rozkazującego...
Z Grunwaldu powrócił zachrypnięty Stasiu Zwany Czesiem i
snuje korytarzowe opowieści o wojnie z narodem polskim, dla którego tabliczka:
Turystom wstęp wzbroniony oznacza „Wejdź do obozu z aparatem i zrób mi zdjęcie
jak zmieniam gacie” tudzież „Pokręć się radośnie i bez konsekwencji koło mojego
sprzętu za dziesięć tysięcy”. Zdaje się, że były ofiary. Najbardziej oberwało
się oficjelom i dziennikarzom, czyli stopień represji wyraźnie był uzależniony
od stopnia wrodzonej bezczelności i poczucia bezkarności. Oczywiście zdarzali
się normalni, którzy potrafili się dogadać, ale większość przeżywała ciężkie
chwile trafiając na ścianę wypełnionej złośliwością stali. Gdy miejscowa pani
wicemarszałek, z nowym dyrektorem muzeum i wianuszkiem dziennikarzy po wielu
wrzaskach, pertraktacjach i kilku telefonach przeniknęła w końcu do stasiowego
obozu i stanęła przed kamerami od razu w tle pojawił się Natan z piłą
mechaniczną i zaczął wytwarzać tło dźwiękowe ćwiartując zapamiętale niewinne
niczemu martwe drzewa. W całym obozie trwała wojna, tak że w opowieściach sama
bitwa stała się niewinnym epizodem. Kilka wielkich telewizyjnych nazwisk odjechało
śmiertelnie obrażonych, kilkudziesięciu turystów spałowanych, stoczono zacięte
potyczki „pod sceną turniejową” i „o korytka z wodą”, których musiał strzec
podwójny kordon policji i rycerstwa. Dziennikarze i turyści potrafili wyłamywać
dziury w płotach byle by tylko wleźć do obozu. Zgwałcono dziewczynę,
przyjechała policja i gada z dowódcami chorągwi, nagle ktoś rzuca: Lepiej
złapcie go przed nami bo gość będzie umierał przez tydzień... Panowie
policjanci popatrzyli po twarzach, posłuchali grzmiącego podskórnie vox populi
i złapali kolesia błyskawicznie. Okazało się, że typ próbował i w zeszłym roku
i nawet się do tego przyznał. Możliwe zresztą, że postanowił się ze względów
bezpieczeństwa sam oddać w ręce sprawiedliwości, bo po okolicy zaczęły chodzić
opowieści „Co też mu zrobią jak go złapią”. Z delikatniejszych wersji przytoczę
tylko wypełnienie przez odbyt rzadkim, szybkoschnącym betonem a potem
intensywne dokarmianie, czy też zamiana miejscami oczu i jąder.
Ostatecznie wszystko bierze się z nieporozumienia. Oficjele,
dziennikarze i turyści nie rozumieją, że ten zjazd rycerstwa i inscenizacja NIE
JEST DLA NICH. Towarzystwo zjeżdżałoby się tu i staczało bitwę nawet wtedy, gdy
nie pojawiłby się ani jeden widz, ponieważ oni robią to dla siebie i z reguły za
własne pieniądze. Przyjeżdżają by się spotkać i dobrze się bawić, a widzowie to
tylko dodatkowy bonus, na którym bardziej zależy muzeum, które bez tego by
zdechło.
A tak poza tym podobno widziano tam niemożebnego, ubranego w
średniowieczne gaciochy i kapelusz chudzielca, który bardzo przypominał Stasia,
biegał z karabinem automatycznym i pytał ludzi czy nie widzieli Wielkiego
Mistrza bo Polacy bardzo chcieliby wygrać...
Żur – Panie masz pan coś do palenia?
Ja – Nie, jakbym palił to nie starczyłoby
mi na picie.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz