sobota, 3 lipca 2010

Nie wolno śmiać się z Olusi



Czyste intencje autora
znajdziecie w jego
brudnopisach

(Lec)

Płynę przez słoneczne światło. Pośród falujących warstw ciepła skrzą się góry karmelu i bitej śmietany. Wirujący sex z kosiarką, siedem godzin pod rozżarzonym sklepieniem nieba. Milion białych aniołów przekuwa mnie swoim palącym wzrokiem, gdy wśród oparów gotującej się benzyny i pięknie umierającej trawy pcham popiardujący traktorek mego życia. Gdy miałem do wyboru być szczęśliwym czy być zwycięzcą wybrałem to pierwsze. I co dziwne, nie żałuję tego. Czysta radość z kolorów lata i zimne piwo pod chłodnym prysznicem. Pierdolę charty obleczone w obroże garniturów, bujające się w ogłupiałym transie w swoich rdzewiejących w korkach mercedesach. Czym mam mniej tym jest mi lżej. Wszystko co najważniejsze i tak mam w środku.
Zataczam kolejny krąg kosiarką, mam mokry łeb prosto spod kranu, oczywiście gęste kłaki porastające moją zróżnicowaną geografię sterczą na wszystkie strony nieskrępowane koszulką. Nagle z góry słyszę: Panie kosiarzu! Panie kosiarzu! Podnoszę wzrok a tam trzy nastoletnie laski uśmiechnięte od ucha do ucha podnoszą na trzy cztery koszulki. Wszyscy bardzo się ucieszyliśmy, one z żartu, ja z powodu braku jakichkolwiek śladów staników. Pokazałem im jeszcze moje wirujące ostrza stanowczo twierdząc, że jestem mistrzem fryzjerstwa intymnego.
Szponiasta kontemplowała wczoraj zalany po brzegi przez kolejarzy wykop archeologiczny. Właściwie robiły to we cztery. Widziałem na zdjęciu ich zamyślone twarze na tle naleśnika Żuław, gdzie, gdy zachce się sikać to potrzeba lornetki by znaleźć jakiś samotny, smutny krzaczek. W innym wykopie pojawiła się choleryczna ryjówka. Poleciał w jedną stronę, w drugą, zrobiła histeryczne kółko w poszukiwaniu wroga, któremu mogłaby wypruć flaki, tudzież wyrwać gąsienicę, po czym skryła się w norze, którą przecięła koparka.
Herbaciarka szalała na weselu przyjaciółki. Ubrała się w sukienkę, którą kupiła przed rokiem, a od tego czasu piękna ta niewiasta rozszerzyła się nieco w przestrzeni, szczególnie w partiach górnych. Tańczyła tam z jakimś znajomym szaleńcem, który entuzjastycznie rył nią rysy w parkiecie i podrzucał pod sufit. Suknia tradycyjnie miała szeroki dekolt i w pewnym momencie skumulowane ciśnienie, napięcie powierzchniowe, siła ciążenia, rotacja i co tam jeszcze, sprawiły, że te wyspy szczęścia, natchnione zeppeliny wyskoczyły sobie na wszystkie strony. Herbaciarka zajęła się gorączkowo upychaniem, a jej partner przylgnął do niej obronnie z przodu mówiąc z nieuniknionym fatalizmem: Stało Się! Wypadły.
Jutro idziemy stadnie do Trolla na koncert czegoś co nazywa się Blind Crows, przedtem kompania urządzi przez miasto szaleńczą szarżę rolkowo – rowerową. Załatwili nawet przyczepkę dla Krewetki. Padł też postulat aby załatwić Przyczepkę Na Misia, ale ja sobie wypraszam.

Zawsze gdy człowiek zaczyna wątpić
w siebie palnie takie głupstwo, które
go zachwyci

(znowu Lec)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz