Herbaciarka do mnie – Ty, ty...
Lenn – Samcze
Herbaciarka – Dzięki
O siódmej w niedzielę stukaliśmy do wrót Herbaciarni. W tle
okna Herbaciarka zwlekała swoje apetyczne wdzięki z kanapy. Ci, którzy spijają
płyny w ciągu dnia siedząc na tej kanapie nie wiedzą nawet, że moszczą ich tam
jej pachnące sny. Idea spania we własnym lokalu mocno do mnie przemawia, to
takie uroczo... staromodne. Jedliśmy ciastka na śniadanie ze wschodzącym
światłem wpadającym rozżarzoną falą prosto w oczy. Dotelepała się Lennonka i
poszliśmy w świat.
Poprowadziłem trzy panny meandrami ulic pokazując
niezliczone szczegóły i szczególiki, które na ogół mija się nie widząc w drodze
przez życie. Nie czułem się tam jednak specjalnie potrzebny. Szponiasta i Lenn
już to wszystko widziały. Herbaciarka zaś była mocno spacyfikowana przez
Lennonkę, która nawiązuje z nią jakąś mocną więź, mającą coś wspólnego z
długimi rozmowami i częstymi uściskami.
Popatrzyliśmy na miejsce po Pierwszym Dworcu, na rampę skąd
odjechali do Sztuthofu ostatni Żydzi. Zajrzeliśmy do grodzy, obejrzeliśmy
dziewice. W tle majaczył Most Nierządnic. Potem wspięliśmy się w górę na
bastiony by poszarpał nas wiatr pośród falujących jak pochyła woda traw.
Jednym z celów wyprawy było ostatnie zejście do wnętrz
bastionu, zanim Miasto je zamknie. Niestety Miasto było szybsze. Nie przydały
się te wszystkie ledowe latareczki oraz kilogram świec z Caritasu, którymi
obciążyła mnie radośnie Pazurkowata. Mamy za to świetne zdjęcie Herbaciarki w
pozycji strusia z głową włożoną w dół między kraty oraz z kuprem wypiętym,
niczym jakieś wyzwanie, w stronę niebios.
Zaprowadziłem naszą kompanię na Żabi Kruk, gdzie L&H
przesiadły się na kajak i ochoczo machając płetwami... pardon, wiosłami
oddaliły ku dalekiej Wiśle Polskich Rzek. My zostaliśmy na brzegu z wielkim
zdechłym dorszem, potem zaś natknęliśmy się na starego jeża, który wyraźnie coś
kombinował. Ponownie wszyscy spotkali się w herbaciarni, gdzie przemoczona Lenn
leżała głównie w stringach i kołderce a Herbaciarka zamówiła penne z łososiem i
szpinakiem z Zielonego Smoka.
Na kajakową sobotnią propozycję zaś, Lenn, odpowiem ci w ten
sposób. Ja mam odbite żebra a mój Szpon bojowy skręcił sobie subtelnie nóżkę i
stłukł tyłek w archeologicznym wykopie, gdzieś pod Różynami. Ona więc nie
będzie mogła podwinąć nogi a ja wiosłować. Przypuszczam, że stanowilibyśmy więc
widok dość osobliwy. A poza tym panicznie boję się kajaków. Patologicznie nie
ufam czemuś, co ma ruchomy środek ciężkości i wywołuje u mnie sny o
przewracaniu się do góry nogami i topieniu się w wodzie do kolan.
Człowiek człowiekowi wilkiem,
a kiwi kiwi kiwi
(Sms od Lenn)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz