niedziela, 16 maja 2010

Zrzućmy atomicę z orbity, to najpewniejszy sposób



- Co to ma być u licha, zjadanie
własnego chłopaka?!
- Misiożerstwo.

Demyt! Przespałem noc muzeów. A mieliśmy taki piękny plan barbarzyńskiego najazdu na Muzeum Miasta Gottenhaven, zbezczeszczenia eksponatów „z morza i marzeń”, potem demolację Muzeum Marynarki, turlania min i sesji zdjęciowej na lufach. Kolejne miało być Muzeum Motoryzacji, gdzie kompania miała stać na czatach, by Borys mógł zrealizować odwieczną obiecankę i pouprawiać z żoną pola ogórków i kabaczków na tylnym siedzeniu Jaguara, no chyba że z braku Jaguara, musieli zadowolić się jakimś Maserati, tudzież Bentleyem. Wyprawa miała zakończyć się widowiskowym osadzeniem na dnie basenu portowego ORP Błyskawica. Piękny plan i godny tysiąca pokoleń śliniących się Brzeźniaków, niestety zawiedliśmy okrutnie. Obejrzałem u starszych „Królową”, podlewając ją obficie trzema klasami alkoholi po czym poległem haniebnie o pierwszej z nosem w „Krucjacie” Dębskiego. Na usprawiedliwienie dodam, że nikt mnie nie obudził. Żadnego chóru pod oknem czy choćby strzału z pancerzownicy. Zdaje się, że pogoda w minionym tygodniu, wykończyła nie tylko mnie, no chyba, że to powszechny i nagły atak starości.
Dziś za to czuję osobliwy przypływ energii. Od rana ogarnęło mnie „Widzę twoją twarz” Kasi Kowalskiej. Dopiłem utlenioną kolę i ogoliłem pysk przy otwartym na oścież oknie pełnym słońca. Mam dziś chęć pochodzić.
Po ścianach, cholera!

- Ja to mam wymarzoną pracę,
siedzę i patrzę w okno..
- A gdzie pracujesz?
- Jeżdżę tirem.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz