- Nienawidzę tego kolesia, na
Grunwaldzie naślę na niego
moją chorągiew.
- Jasne potem znajdą ucięty
łeb w hełmie i co im powiesz?
- ”Wie pan, ja myślę że to
było uczulenie...”
(Z rozmów ze Stasiem Zwanym Czesiem)
Mój szef okazał się tymczasowo niezdolny do wypłacenia mi
reszty pieniędzy, więc ranek spędziłem w oparach farby olejnej, tak gęstych, że
niemal skraplały się w postać deszczu. Kasę miał podrzucić mi w piątek. Wczoraj
widziałem jak parkuje wóz poza zasięgiem moich okien i świńskim truchtem
przemyka do drugiej części budynku. Nie muszę wspominać, że do mojej części nie
zawitał, a gdy wyjrzałem ponownie samochodu już nie było... czyżby mnie unikał?
Ciekawe czemu?
W sobotę byliśmy rozpijani w smoku przez Meave i Krzyśka na
podwójnych urodzinach. Śmiesznie było gdy po dwudziestej pierwszej, czyli o
godzinie zamknięcia Empiku, do naszej stosunkowo nielicznej grupki dołączył
stadnie mały tłum. W tym miejscu grupowe pozdrowienia dla Lennonki od bliższych
i dalszych znajomych i współpracowników.
Niedzielę spędziłem w kościele patrząc na „aniołki”. Byłem
ubrany całkiem na czarno, w tym w mój pneumatyczny golf. Wyglądałem jak
złośliwa góra węgla, tudzież zabiedzona Godzilla i przestraszyłem na śmierć
tacowego, który gdy mnie niespodziewanie ujrzał, podskoczył i dzwoniąc bilonem
pospiesznie obszedł szerokim łukiem. Gdy „aniołki” asymilowały z ręki księdza
pierwszy w życiu wafelek, wyszeptałem do Szponiastej, moim scenicznym szeptem,
który odbił się od sklepień i wprawił zapewne w wibrację wszystkie plomby w
okolicy, że to bardzo wzruszające, i że pewnie równie ładnie będzie gdy nasze
dzieci dostaną na czarnej mszy po surowym kawałku kota. Ja dostałem stójkę w
bok, po której ugiąłem się z lekka jak Titanic, a pan za mną dziwnie się
zasapał.
Impreza za to odbyła się w głębi lasów oliwskich w leśniczówce.
Było dużo pachnącego drewna, palenisko z wielkim garem barszczu, grill,
smakowitości i wiejska wygódka w wersji high tech (to naprawdę da się zrobić!).
Dzieciaki szalały po okolicy na koniach, a szanowne męskie gremium strzelało z
karabinków wokół tarczy i zrywało cięciwy z łuków. Było naprawdę fajnie. Udało
mi się ominąć wszelkie atrakcje, igrce i zabawy a skoncentrować się na
najważniejszym, znaczy się karkówce i łososiu z rusztu. Gdy dotarłem do domu,
zwaliłem się na spiętrzone i na pół żywe legowisko jak kłoda i obudziłem się
dopiero na CSI, w którym jakiś typ został rozpylony w krwawą mgłę i twarzowe
strzępki przez rozdrabniarkę. Cool.
Na pokład samolotu lecącego do
Smoleńska wsiadł człowiek „mały”,
kłótliwy, przeciętny. Prezydent
zaściankowy i ksenofobiczny,
mierny polityk. Autor słów: Spieprzaj
dziadu, małpa w czerwonym, ja panią
załatwię, nieznający za to słów refrenu
hymnu. Pośmiewisko nie tylko satyryków
ale całej Europy i prezydent z rekordowo
niskim poparciem społecznym... w
trumnie ze Smoleńska przywieziono
„wybitnego męża stanu”, „patriotę”,
„bohatera narodowego”, „ojca narodu”,
„największego Polaka” „równego królom”...
Ja się kurwa pytam kto podmienił zwłoki?!
Gdzie jest ciało Kaczyńskiego?!
(Sms)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz