środa, 26 maja 2010

Pachnąc jak rozgrzany do białości księżyc



Walcz z nimi! A ja światłych
rad udzielać ci będę... stamtąd.

(stars in black)

Na przystanku spotkałem Małą Słodką Pooh z ząbkami i szóstoklasistką ze słoiczkiem, w którym chlupotała jakaś podejrzana substancja, a w niej wyraźnie widoczna znana trucizna, przez niektórych nazywana Marchewką, były też zdaje się Ziemniaczki, a może i Kalafiorek. Tak czy inaczej produkty zawierające zabójcze dla podobnych mnie istot mroku witaminy a może nawet mikroelementy! Szóstoklasistka jest podopieczną Pooh w klubie i zapoznaje się z tajnikami grania w RPG, a także, najprawdopodobniej, ważenia blekotu i picia rumu w czasie ceremonii wudu.
Moją babkę napadł szczur. Gnał już na nią z tętentem, asfalt płatami wytryskiwał mu spod buksujących łap, a trzeba wam wiedzieć, że moja babka, która napotkawszy na swojej drodze tykającą bombę atomową, odtoczyła by ją na bok, ewentualnie pod płot sąsiadów, zresztą może nawet gwizdnęłaby zapalnik a pluton sprzedała okazyjnie Irańczykom, babka, która obojętnym wzrokiem zmierzyłaby Predatora, po czym załatwiłaby go gazrurką w celu spieniężenia w całości lub na części w klubie fantastyki, ta babka, panicznie boi się szczurów i mimo że ledwo chodzi i stęka rozdzierająco przy pochylaniu, na widok tych małych gryzoni potrafi teleportować się nagle na półtorametrowy, chybotliwy śmietnik. Wracając jednak do ataku krwiożerczej bestii, dystans podobno malał w zastraszającym tempie. Płuca babki naprężyły się wypełniając się tlenem, ale dźwięku żadnego wydać nie zdążyły, albowiem pies babki, wyglądający jak rozwichrzone ucieleśnienie debilizmu, z osobliwym uśmiechem wiecznie przylepionym do pyska, smyrgnął jej między nogami, raz kłapnął, potrząsnął głową i... tyle. Szczur zapewne nie zorientował się nawet o co chodzi. Szedł tu proszę ciebie ulicą, skręcił w kierunku apetycznie pachnącego śmietnika a tu Kłap! Włochata Śmierć z głupkowatym uśmiechem. No i gdzie tu sens?
Niedzielę natomiast spędziliśmy pchając pod upalnym słońcem wózek Krewetena po Fortach. To znaczy pchali na zmianę Dan i Lennonka, a My i Marzan ograniczyliśmy się do obserwacji i udzielania życzliwych rad. Marzan pod bezkresnym niebem zainstalował dedykację i autograf, pochylając się stylowo nad Stołem Napoleona, w moim, jego tomiku. Forty pięknie odnowiono, sam Napoleon by się zapewne wzruszył. Ludzie snują się od ekspozycji do ekspozycji a Miasto pięknie wygląda z góry. Powódź wygląda tak nierealnie na ekranie telewizora a ja mieszkam trzysta metrów od Wisły, jedyne co mnie pociesza, to to, że, jak w tym kawale o wojnie polsko – chińskiej, po drodze są ci dranie z NewPort.

Inaczej sprawa przedstawia się u
mrówek. Najgroźniejsze są stare
robotnice, które też wykazują
nieprzepartą potrzebę wędrowania
w nowe rejony świata. Są jak
kamikadze, walczący z wrogami
nawet kosztem własnego życia.
„Entomolodzy powiadają, że
ludzie wysyłają na wojnę młodych
mężczyzn a mrówki – starsze panie”

(skądś)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz