piątek, 28 maja 2010

Podróżujący poza dniem



W chwili śmierci milknie wrzawa oceanów
piach pochłania ostry sztorm w tłumikach zatok

(Wencel)

Zabijają mój tramwaj. Jakiś nazista z upodobaniem do ornungu postanowił uporządkować słodki chaos panujący pośród splątanych miejskich linii i likwiduje numery 13 i 15. Kurcze, to tak jak ze śmiercią Jana Pawła – niewyobrażalne. Przecież to odwieczne i oczywiste, że papież to polak a do Brzeźna dojeżdża jedyny na świecie tramwaj numer 13. To naprawdę wiele mówiło o tym gdzie dojeżdżasz i skąd zapewne już nie wrócisz. Taki komunikacyjny Dante. A teraz trójka, noszeższkurwa, właśnie wyrwano z krwawiącego boku miasta kolejny flak tajemniczości. Jak w Niekończącej się opowieści z szumem nadciąga nicość zwykłości. To zastanawiające jak często władzę zdobywają ludzie pozbawieni wyobraźni.
Dwa pełne etaty dają mi w kość, tymczasem wygląda na to, że Staś Zwany Czesiem posiedzi jeszcze sobie z Danem na Kowalach, zbierając ziemie z ziemi. Jestem już odrobinkę zirytowany, wczoraj kierowca ciężarówy z kontenerem dał po garach na widok mej skromnej postaci pomykającej zgrabnie przez parking z cegłówką w ręce. Dodajmy tylko, że w pełni zasłużył na wymianę przedniej szyby. I to dwa razy. Następnym razem będę go oczekiwał z blokiem betonu na balkonie. Poza tym muszę wziąć do pracy nożyczki, ponieważ mój szef, który jest świetnym szefem, ale totalnym lebiegą jeśli chodzi o koszenie trawników, niczym pijany fryzjer pozostawił wszędzie estetyczne, sterczące kępki, ze wskazaniem na wszelkie murki, słupy czy krzaczki i muszę przywrócić okolicy ludzką twarz zanim nie zlinczują nas tubylcy.
Wpadłem też wczoraj do Dżesiki rozkręcić i wynieść szafę trzydrzwiową, która wyglądała jakby tych drzwi miała znacznie więcej. Enywej, Dż kręciła się wokół, podrapywała pod pachą i w paru innych punktach strategicznych. W końcu nie wytrzymałem i pytam „Co jest?”, no bo jeśli to pchły, to przynajmniej stanę kawałek dalej, to nie doskoczą. Ona: że dostała od babki stanik, ale nie pasuje i uwiera, i że najchętniej by komuś oddała...
- To zdejmuj - mówię
To zdjęła.
Gdy chowałem do kieszeni był jeszcze ciepły.

- Chodź pójdziemy na Marsz Śledzia.
- Nie, znasz mnie, nie lubię brodzić i
trafiać na coś nogą pod wodą:
O meduza! Kamyk! Potwór morski!

(My)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz